W pierwszej dekadzie XXI wieku Sławomir Toczek należał do absolutnej czołówki polskich strongmanów. Ich rywalizacja na arenie międzynarodowej cieszyła się sporą popularnością wśród kibiców. Pomagały w tym liczne transmisje telewizyjne.
Toczek wystąpił w indywidualnych mistrzostwach świata w 2005 i 2006 roku. Oprócz tych imprez uczestniczył w Drużynowych Mistrzostwach Świata Par. W zawodach tych, rozgrywanych w 2006 roku, wywalczył wspólnie z Mariuszem Pudzianowskim złoty medal.
- Pudzian był tylko jeden i drugiego takiego nie będzie. Wspólne starty z nim w parze to była wielka przyjemność, mogę być dumny, że miałem takiego partnera. A rywalizacja... Nie było na niego mocnych. Chłop był totalnie zawzięty, a do tego systematyczny. Miał nad nami taką przewagę, że nie było nawet sensu myśleć o odebraniu mu jakiegoś trofeum - powiedział Toczek dla "Przeglądu Sportowego Onet".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Występy na światowych arenach sprawiły, że polscy strongmani stali się bardzo rozpoznawalni w kraju i zyskali sporą popularność. Toczek przyznał jednak, że w jego przypadku nie było mowy, aby sodówka uderzyła mu do głowy. Nigdy bowiem nie miał parcia na szkło.
Ogromna popularność dawała Toczkowi motywację do dalszej pracy i była dla niego czymś pozytywnym. Nieco inaczej wyglądała sytuacja z Pudzianowskim, któremu rozpoznawalność zaczęła trochę doskwierać.
- Współczułem "Pudzianowi". Mariusz nie miał żadnej prywatności. Myślę, że on też tego nie lubił. Gdziekolwiek pojechał, gdziekolwiek wszedł - pojawiał się wokół niego tłum. Myślę, że to w pewien sposób wpłynęło na jego stosunek do ludzi. Trudno zdobyć jego zaufanie - wyznał Toczek.
W ostatniej dekadzie Pudzianowski zyskał jeszcze większą popularność jako zawodnik federacji KSW. W sportach walki odniósł 17 zwycięstw i doznał dziewięciu porażek.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.