Rok 2012 z pewnością zapadł w pamięć każdemu polskiemu kibicowi ze względu na to, że pierwszy raz w historii to Polska (wspólnie z Ukrainą) była gospodarzem Euro.
Tu jednak znów skończyło się klapą. 1:1 z Grecją na otwarcie, później 1:1 z Rosją i na koniec w meczu o wszystko porażka 0:1 z Czechami zakończyła narodowy "piłkoszał".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Smuda ściągał "farbowane lisy"
Jednym z zawodników, na którego postawił ówczesny selekcjoner reprezentacji Polski Franciszek Smuda, był Sebastian Boenisch. Polski piłkarz niemieckiego pochodzenia wcześniej sięgał po trofea z reprezentacją Niemiec. Po jakimś czasie zdecydował się jednak na grę z orzełkiem na piersi.
Mimo tego, że Boenisch ma polskie korzenie, to nie do końca płynnie radził sobie z językiem polskim. To jego zdaniem miało wpływ na problemy z komunikacją i niezbyt dobrą atmosferę w kadrze, co później przełożyło się na wynik całej drużyny.
Zawsze były jakieś napięcia, zarówno wokół reprezentacji, jak i w samym zespole. To była również moja wina. Mogłem być bardziej otwarty, jeśli chodzi o komunikację. Jednak jeśli nie mówisz stuprocentowo płynnie w jakimś języku, zawsze tworzy to pewną barierę - mówił Boenisch dla "Faktu", wyjaśniając, dlaczego w ogóle nie rozmawiał z polską prasą w tamtym okresie.
Boenisch był jednym z "Farbowanych lisów" w kadrze. To określenie, które w 2010 roku do piłkarskiego środowiska wprowadził właśnie Franciszek Smuda.
Były selekcjoner tak określił reprezentację Niemiec, która wówczas sięgnęła po brązowy medal mistrzostw świata, mając w składzie zawodników pochodzenia polskiego, tureckiego, brazylijskiego czy ghańskiego.
Niedługo później i "Franz" sięgnął po "farbowane lisy", choć w Polsce nie był prekursorem w tej kwestii. Przez lata kolejni selekcjonerzy stawiali na tego typu zawodników, choć często nie odpłacali się oni jakością na boisku.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.