Do sytuacji doszło już na początku niedzielnego wyścigu Grand Prix Austrii. Johann Zarco i Franco Morbidelli zderzyli się. Ich motocykle pofrunęły w kierunku toru, na którym byli inni zawodnicy. Jedna z maszyn o centymetry ominęła Valentino Rossiego, a druga Maverika Vinalesa.
Wyścig został przerwany, bo ucierpiał w nim Morbidelli. Było podejrzenie wystąpienia poważnych urazów u Morbidellego. Dodatkowo konieczne było wyczyszczenie toru z rozbitych fragmentów maszyn. Włoch został przewieziony do szpitala, ale jest przytomny.
W internecie pojawiły się nagrania z wypadku z różnych ujęć. W obu przypadkach widać, że Rossi i Vinales mieli sporo szczęścia. Motocykle rywali minęły ich o włos. Sam Rossi nie mógł później dojść do siebie.
- Cieszę się, że możemy mówić o tym, jakie mieli szczęście, a nie o pechu. Zawodnicy jechali z prędkością 200 mil na godzinę - skomentował Chris Medland, jeden z dziennikarzy specjalizujący się w sportach motorowych.
- To prawdopodobnie najstraszniejszy wypadek, jaki widziałem w ostatnich dwóch dekadach, odkąd oglądam wyścigi MotoGP. Moglibyśmy teraz pisać nekrologi, biorąc pod uwagę, z jaką prędkością to wszystko się rozgrywało. Przerażające - dodał dziennikarz Simon Patterson.
Red Bull Ring to niebezpieczny dla motocyklistów tor. Niedawno pojawiały się głosy, że nie powinien znajdować się w kalendarzu MotoGP. Na tym samym torze rozgrywane są też wyścigi Formuły 1 czy Moto2.