Podczas piątkowej gali PunchDown 5 doszło do bardzo ciężkiego nokautu. W walce polegającej na policzkowaniu przeciwnika, rozegrały się sceny mrożące krew w żyłach. Dawid Zalewski tak mocno uderzył Artura "Walusia" Walczaka, że ten padł jak rażony piorunem.
Walczak trafił do szpitala. Według relacji jego przyjaciela, Bonusa BGC, "Waluś" musiał długo czekać na karetkę.
Czekam na oficjalne oświadczenie federacji PunchDown w sprawie mojego bliskiego przyjaciela Artura Walczaka, dlaczego nieprzytomny 30 minut czekał na karetką! Tego tak nie zostawimy. Artur Walczak jest obecnie w stanie krytycznym. Odciągnęli mu krew z połowy półkuli, reszty nie dali rady. Po uderzeniu wytworzył się ogromny krwiak. To czekanie na karetkę mogło zadecydować o jego zdrowiu - pisał Bonus BGC.
Zobacz również: Sensacyjne doniesienia. Mike Tyson ma walczyć z YouTuberem
Do jego relacji odniósł się Krzysztof Stanowski, jeden z twórców "Kanału Sportowego". Stanowski nie przebierał w słowach.
Nie jest dla niego problemem, że przyjaciel leżał nieprzytomny, bo wziął udział w idiotycznym konkursie nap*******nia się po ryju (czytaj: policzkowania). Problemem są lekarze, którzy widocznie byli potrzebni też gdzie indziej - napisał w mediach społecznościowych Stanowski.Organizacja PunchDown nie potwierdziła doniesień Bonusa, jakoby Walczak miał czekać pół godziny na karetkę. Wiadomo jednak, że podczas gali medycy nie zabezpieczali imprezy.