Miles Copeland został bohaterem, choć wyjazd na mecz półprofesjonalnego zespołu koszykarskiego Toledo Glass City miał być dla niego odskocznią po trwającej całą dobę służbie w straży pożarnej. - Strażacy, nawet kiedy nie są w pracy, są nadal w pracy - opowiada Copeland.
Copeland i jego kompani z zespołu Toledo Glass City pojechali na mecz do Nowego Jorku. W Stanach Zjednoczonych koszykówka cieszy się dużą popularnością i gracze, którzy nie przebili się do profesjonalnych drużyn, uczynili ze sportu pasję, którą łączą z życiem zawodowym.
W środku meczu sędzia John Scully upadł i przeszedł atak serca. Z pomocą w dramatycznej sytuacji ruszył jako pierwszy Miles Copeland, który z podobnymi zdarzeniami ma do czynienia w pracy strażaka. Koszykarz z powodzeniem przeprowadził "masaż serca" u sędziego.
Miles Copeland zajął się arbitrem przez 10 minut, do czasu przybycia karetki i uratował jego życie. Tak koszykarz opisał zdarzenie w rozmowie z amerykańskimi mediami, które zainteresowały się zdarzeniem w Nowym Jorku.
To było trochę instynktowne. Byłem zaskoczony, jak szybko musiałem wrócić do zawodowego reżimu, choć przyjechałem na mecz koszykówki. Strażacy, nawet kiedy nie są w pracy, są w pracy. Zawsze obserwujemy ludzi dookoła i to, co dzieje się blisko nas. To boskie zrządzenie, że znalazłem się w odpowiednim miejscu i czasie - mówi strażak.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.