Wojna na Ukrainie spowodowała wiele sankcji na rosyjski sport. Oprócz wykluczenia reprezentacji oraz klubów z rozgrywek europejskich, niektórzy obcokrajowcy postanowili uciec z Rosji. Jednym z nich był środkowy Dmytro Paszycki.
Cały świat wie, co się wydarzyło na Ukrainie, tylko Rosjanie tego nie rozumieją. Tam używają wielu sformułowań, ale nikt wprost nie powie, że to jest wojna. Mówią o "operacji specjalnej". Jestem tylko sportowcem, ale moim zdaniem ta wojna nie jest wojną Rosjan, a wojną Kremla - powiedział.
Paszycki z powodu wybuchu wojny w Ukrainie zdecydował się na rozwiązanie kontraktu z Zenitem Sankt Petersburg. Następnie wyjechał do Estonii, a później trafił do Polski, gdzie rozpoczął treningi ze swoim byłym zespołem - Treflem Gdańsk. W środę zadebiutował w nowych barwach w siatkarskiej PlusLidze.
I tutaj pojawia się kość niezgody. Rosjanie twierdzą, że Paszycki w dalszym ciągu jest ich zawodnikiem.
Dziwi nas fakt, że Dmitrij po pierwsze pojawia się na konferencji prasowej i na treningach w barwach innego klubu siatkarskiego, a po drugie przedstawiciele tego klubu mówią, że umowa Paszyckiego z Zenitem jest już zerwana. To nie jest prawda - napisał Zenit w oświadczeniu.
Czytaj także: Robert Burneika w formie życia. Internauci są w szoku
Przepisy są po stronie siatkarza
Rosjanie dodali, że nie są zadowoleni, iż w taki sposób zakończyła się przygoda Paszyckiego z Zenitem. Z prawnego punktu widzenia nie mają jednak racji, gdyż siatkarz według przepisów został oficjalnie dopuszczony do gry w Polsce.