W niedzielę, 15 kwietnia odbył się półmaraton na ulicach Pekinu, o którym jest bardzo głośno. A to wszystko za sprawą kontrowersji, która dotyczyła końcówki rywalizacji. Wówczas doszło bowiem do zaskakujących scen.
Na nagraniu, które obiegło media społecznościowe (zobacz je na końcu artykułu), można zauważyć, że o końcowy triumf walczyło łącznie czterech zawodników. Tyle tylko, że trójka z nich nie zamierzała przekraczać linii mety wcześniej niż reprezentant gospodarzy He Jie.
Kenijczycy Willy Mnangat i Robert Keter oraz Etiopczyk Dejene Hailu bardziej pomagali Chińczykowi niż z nim walczyli. Świadczyć o tym mogą obrazki, na których Afrykańczycy pokazują rywalowi ręką, by ten przyspieszył i ich wyprzedził.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To sprawiło, że sensacyjnie najlepszy okazał się He Jie, który ukończył zmagania w czasie 1:03:44. Na podium znaleźli się Mnangat i Keter, a tuż za nimi zmagania zakończył Hailu.
Brytyjski dziennik Daily Mail donosi, że końcówka rywalizacji wzbudziła zainteresowanie Pekińskiego Biura Sportu. Organ ten miał już wszcząć śledztwo w sprawie potencjalnego ustawienia wyników.
Tymczasem Mnangat postanowił wytłumaczyć się z całej sytuacji. Otóż ten wyznał, iż nie przyjechał do Chin w celu rywalizacji, a miał po prostu pomóc Chińczykowi w pobiciu rekordu kraju.
- Nie wiem, dlaczego na numerze startowym napisali moje imię. Nie przyjechałem tam, aby rywalizować. Moim zadaniem było narzucić tempo i pomóc chłopakowi (He Jie - przyp. red.) wygrać, ale niestety nie osiągnął on celu, jakim było pobicie rekordu kraju - stwierdził Kenijczyk.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.