Zambijczyk nie jest postacią anonimową w świecie piłki. W 2018 roku znalazł się wśród sędziów prowadzących mecze mundialu i gwizdał między innymi w wygranym 1:0 spotkaniu Polski z Japonią. Tym razem Janny Sikazwe miał możliwość wykazania się w Pucharze Narodów Afryki i nie poszło mu za dobrze.
Sikazwe wywołał aferę w zakończonym wynikiem 0:1 meczu Tunezji z Mali. Sędzia kończył mecz dwa razy, ale w obu przypadkach zrobił to za wcześnie. Najpierw w 85. minucie, a później na kilka sekund przed końcem podstawowego czasu. Zgodnie z przepisami powinien natomiast sporo doliczyć z powodu dziewięciu zmian, dwóch wideo weryfikacji i przerw na nawodnienie.
Tunezyjczycy ruszyli wściekle do sędziego i wyglądało na to, że chcą go "rozszarpać". Sikazwe zszedł do szatni w obstawie ochroniarzy, a po kilkunastu dniach od meczu postanowił wytłumaczyć absurdalne zachowanie.
Lekarze powiedzieli mi, że temperatura mojego ciała nie spada. Gdyby minęło trochę więcej czasu, mógłbym mieć poważny problem ze zdrowiem. Bóg kazał mi przerwać mecz i uratował mnie. Miałem szczęście, że nie zapadłem w śpiączkę. Wtedy historia byłaby zupełnie inna - cytuje sędziego BBC.
Sędzia nie poniósł poważnych konsekwencji dyscyplinarnych i pomagał w późniejszych meczach turnieju.
Czytaj także: Wymierzono karę za oplucie kibica. Portfel trochę zaboli
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.