Piotr Gabrych w reprezentacji Polski zadebiutował późno, bo w wieku 32 lat. Prezentował się na tyle dobrze, że znalazł się w kadrze na Igrzyska Olimpijskie w Atenach w 2004 roku.
Tam dał się poznać z wybuchowego temperamentu i kłótni, które ponoć podzieliły polską drużynę, a nie było to pierwsze nieporozumienie, które spowodował w siatkarskiej karierze.
Przeczytaj także: "Przestań się mazać". Najman postanowił dać lekcję Ronaldo
Konflikty wzbudzał właściwie wszędzie, gdzie się pojawiał. I w zespole Czarnych Radom i drużynie w Energii Sosnowiec i w ekipie Jastrzębskiego Węgla. Ponoć przestawał ćwiczyć na treningach, gdy został kilkukrotnie zablokowany.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po igrzyskach olimpijskich trafił do wielkiej Iskry Odincowo, gdzie zapewne zarobił mnóstwo pieniędzy, ale za to często był rezerwowym. Potem grał natomiast w ... lidze brazylijskiej, reprezentując barwy S.C. Ulbra. Następnie zakotwiczył w rumuńskim Tomisie Constanta. Kontrowersyjny do potęgi, niemniej był siatkarzem o sporych możliwościach.
Podczas jednego z meczów musiałem wykonać szybką zmianę, bo drużyna zaczęła się gotować. Traciliśmy kontakt z rywalem. Pokazuję więc na Gabrycha, aby przygotował się do zmiany. Czekam, czekam i nic. Podchodzę do niego i krzyczę: wchodzisz! Co usłyszałem? Nie zapomnę tych słów do końca życia. Zawodnik mi odpowiedział: nie wejdę, bo mam buty niezawiązane. Ręce mi opadły - wspominał Edward Skorek.
Siatkarz skandalista został trenerem
Po zagranicznych wojażach wrócił do rodzinnego Grudziądza. Tam wszyscy go znają. Kiedy rano szedł do piekarni po świeże bułeczki, wszyscy mu się kłaniali, uśmiechali, życzyli miłego dnia.
Piotrek się ustatkował, ma rodzinę, dzieciaki, to całkiem inny człowiek - przyznaje w rozmowie z WP SportoweFakty Zenon Różycki, ówczesny prezes Stali Grudziądz.
To właśnie Różycki namówił Gabrycha najpierw do powrotu na parkiet, a potem do rozpoczęcia pracy szkoleniowej. Potem "Gary" był grającym trenerem II-ligowej Stali.
Byłem trochę młody i dziki, ale na szczęście zmieniłem się trochę, gdy przybyło mi lat. Teraz jest innego typu walka: codzienna, życiowa. Chcę być jak najlepszą osobą dla moich bliskich. Wiecie, czemu jako zawodnik tak się zachowywałem? Bo zawsze strasznie chciałem wygrać, liczyło się tylko zwycięstwo. Ale czy ja jeden robiłem takie rzeczy? Dziś nie ma w siatkówce ożywionych dyskusji, prowokacji, utarczek z rywalami i trenerami? Oczywiście, że są. Historie dotyczące mnie brały się z rywalizacji, wyniku na styk i wielkiej ambicji - wspominał dla "Przeglądu Sportowego Onet".