Chyba nawet najwięksi optymiści nie spodziewali się aż tak imponującego sezonu w wykonaniu Igi Świątek. Polka zaczęła dobrze - od półfinału wielkoszlemowego Australian Open. Prawdziwe show na korcie zaczęła prezentować nieco później, od końcówki lutego.
Wiosną i na początku lata raszynianka wygrała 37 meczów z rzędu! W tym czasie triumfowała w sześciu prestiżowych turniejach - kolejno w Katarze, Indian Wells, Miami, Stuttgarcie, Rzymie i wielkoszlemowym Roland Garros.
Później 21-latce przytrafił się mały kryzys formy. Nie wygrała czterech kolejnych turniejów, w których wzięła udział, ale odrodziła się w równie mistrzowskim stylu. Podczas wielkoszlemowego US Open znów na Polkę nie było mocnych. Wygrała swój trzeci turniej tej rangi w karierze, a w finale nie dała najmniejszych szans wiceliderce rankingu Ons Jabeur.
Kapitalne wyniki muszą oznaczać jedno - dominację w światowym rankingu. Po sensacyjnej decyzji Ashleigh Barty o zakończeniu kariery, to Iga Świątek wskoczyła na pozycję numer jeden, a później już sama - znakomitymi rezultatami - zadomowiła się na fotelu liderki i wypracowała gigantyczną przewagę punktową.
Po zwycięstwie w US Open Iga Świątek przekroczyła granicę 10 tys. zdobytych punktów. Obecnie ma ich na swoim koncie dokładnie 10 180. Jest już pewne, że po turnieju w Ostrawie, w którym Polka zameldowała się już w ćwierćfinale, ta liczba nie spadnie poniżej magicznej granicy.
Tym samym Iga Świątek jest o krok od powtórzenia wyniku sprzed dziewięciu lat Sereny Williams, która również zakończyła sezon z ponad 10 tys. punktów na koncie.
Żeby Polka powtórzyła sukces Amerykanki, musi "tylko i aż" wziąć udział w turnieju finałowym sezonu WTA Finals, który odbędzie się na przełomie października i listopada. Oczywiście, Świątek już w połowie sezonu zapewniła sobie udział w tych zmaganiach. Nikt nie ma wątpliwości, że nasza mistrzyni zamierza wystartować.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.