45-letni Piotr Biankowski swoją przygodę z ekstremalnym pływaniem rozpoczął w 2015 roku. Zaczął od pływania... w lodowatej wodzie, zapisując się na najdłuższy możliwy dystans (450 metrów). Woda miała wtedy zaledwie trzy stopnie Celsjusza.
Dobrze mi poszło i od razu zacząłem szukać kolejnych okazji do startów - opisuje Biankowski w rozmowie z serwisem "Trójmiasto.pl".
Czeka go wielkie wyzwanie
Z każdym kolejnym rokiem Biankowski brał udział w coraz większej liczbie zawodów. W 2016 roku wystąpił na Syberii w MŚ, gdzie rywalizował z 1200 zawodnikami na różnych dystansach: 25, 50, 100, 200 i 450 m.
Wychodząc na lotnisku przy temperaturze minus 20 stopni Celsjusza i przy pełnym wietrze, zastanawiałem się, co ja tutaj robię. Później było jeszcze lepiej. Basen był wykuty na zamarzniętej rzece. Żeby woda ponownie nie zamarzała, trzeba było zapewnić jej rotację za pomocą silników motorowych - opisuje w wywiadzie.
W lipcu Biankowski przepłynął z Gdyni na Hel, a w sierpniu z Gdańska na Hel. Przepłynięcie tego drugiego odcinka zajęło mu ponad dziesięć godzin. Pływak musiał walczyć nie tylko z własnymi słabościami, ale też z deszczem, prądem i falami. To były przymiarki do wielkiego wyzwania, jakim jest przepłynięcie kanału La Manche. Biankowski w ciągu najbliższego roku zmierzyć się z tym wyzwaniem. Mocno się do niego przygotowuje. Na co dzień trenuje w klubie Tri Team Rumia pod okiem Piotra Nettera. Karol Zalewski zajmuje się z kolei jego sprawnością ogólną.
Kanał La Manche to 33 km w linii prostej, ale płynie się "eską", bo jest dużo prądów, i tak naprawdę wychodzi około 50-60 km. Mówi się, że możesz przepłynąć wszystko, ale jeśli przepłyniesz La Manche, masz wszystko pod sobą. Nie celuję w konkretny czas, po prostu chcę przepłynąć cały kanał, z nim poradziło sobie wielu znakomitych pływaków - opisuje w rozmowie z "Trójmiasto.pl".