W środę (8 lutego) zmarł Mateusz Murański. Jego śmierć wywołała ogromne poruszenie w środowisku freak fightów. Prokuratura wykluczyła udział osób trzecich, a przyczyny śmierci 29-latka poznamy po piątkowej sekcji zwłok.
W sieci pojawiły się informacje, że do śmierci Murańskiego przyczynił się hejt, jaki wylewał się na niego. Innego zdania jest m.in. Kasjusz Życiński, który w "Super Expressie" jasno się w tej sprawie wypowiedział.
Smutna prawda jest taka, że jak ktoś bawi się różnymi środkami, to inaczej skończyć się to nie może - przyznał.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Prokuratura potwierdziła też, że w przypadku Murańskiego będą prowadzone badania toksykologiczne, które będą miały na celu ustalenie dokładnej przyczyny śmierci. Wyniki badań mogą być znane dopiero za kilka tygodni.
Czytaj także: Inny sposób kibicowania. Wiwatowali na cześć rywali
Trener Murańskiego zabrał głos. Poruszające słowa
"Fakt" dotarł do Dobrosława Bieleckiego, który był trenerem Murańskiego. Ten otwarcie przyznał, że zawodnik nie przypominał już dawnego siebie. Mocno się zmienił.
Bardzo łatwo było wpływać na niego. Jeden z trenerów przekonał go, że w jego klubie będzie lepiej, ale po ośmiu miesiącach rozstał się z tymi ludźmi i wrócił do mnie. Jednakże to już była zupełnie inna osoba i nie pracowało się tak dobrze jak wcześniej. Były z nim problemy, ale nic nie wskazywało na to, że to się tak tragicznie zakończy - powiedział Bielecki.
Czytaj także: Marciniak zapytany o Lahoza. "Inny świat"
Ogólnie ja widziałem w nim duży potencjał, można było zrobić bardzo wiele, ale zbyt wiele osób miało na niego wpływ, który niekoniecznie przysłużył się do jego rozwoju - zaznaczył w rozmowie.
Mateusz Murański to jeden z najbardziej znanych freak fighterów w Polsce. Był gwiazdorem Fame MMA i High League. Próbował też swoich sił w aktorstwie. Widzom był doskonale znany z produkcji telewizji Puls "Lombard. Życie pod zastaw".