Adrian Kostera jest obecnie w trakcie niezwykłego wyzwania, którego ukończenie pozwoli mu pobić rekord Guinnessa. Znany triathlonista planuje w ciągu roku pokonać ponad 40 tysięcy kilometrów. W tym celu Polak zamierza przepłynąć 1 205 km, przejechać na rowerze 31 132 km i przebiec 7 833 km. Wyzwanie rozpoczął 1 czerwca.
Kostera aktualnie mierzy się z "rowerową" częścią zadania. W nocy z czwartku na piątek poinformował o niebezpiecznej sytuacji, która go spotkała. Kostera postanowił przejechać kolejną partię kilometrów. Z tego powodu zapakował rower do bagażnika i ruszył w trasę.
Polak chciał rozpocząć jazdę na jednym z parkingów, jednak widząc tam grupę młodzieży, wykonał kilka okrążeń. Gdy po jakimś czasie wrócił na miejsce wydawało mu się, że na miejscu nie było nikogo. Po chwili za jego busem zaczął jechać jeden z samochodów
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Już chciałem się zatrzymać, ale zaczęło za mną jechać jedno z tych aut. Siedział mi na zderzaku, więc zwolniłem, żeby mógł mnie wyprzedzić, ale dalej mnie śledził. Zatrzymałem się na wysepce autobusowej, oni zrobili to samo, potem przyspieszyłem, a ci dalej za mną. Zjechałem na stację benzynową i wszedłem do środka, a oni czekali cały czas w aucie. Nie wiedziałem już co robić - relacjonował na swoim Instagramie.
Sytuacja stawała się coraz bardziej niebezpieczna. Kostera wjechał na autostradę i przyśpieszył, jednak śledzący go samochód wciąż nie ustępował. W pewnej chwili triathlonista zawrócił na rondzie i zobaczył twarze swoich prześladowców.
W tamtym samochodzie było dwóch łysych ziomków. Później próbowałem im uciec, wjechałem w jakąś polną drogę, a oni dalej. Przestraszyłem się, że jeśli to będzie ślepa uliczka, to będę się musiał zatrzymać
Zdaniem Kostery celem śledzących go mężczyzn był rower znajdujący się w bagażniku jego busa. Sytuacja robiła się coraz trudniejsza, a sportowiec ostatecznie zdecydował się zadzwonić na policję. Funkcjonariusze szybko pojawili się na miejscu, jednak Kostera nie poznał prawdziwych intencji jego prześladowców.
Na szczęście szybko przyjechali i zatrzymali nasze auta. Ja tylko dmuchnąłem w balonik i potem sprawdzili mi samochód i rower. Nie wiem, jak to się dalej potoczyło, bo chłopaków dłużej przytrzymali — zakończył.