Po meczu Legii w ramach Ligi Konferencji doszło w Holandii do burd. Dwóch piłkarzy stołecznego klubu, Josue i Radovan Pankov, zostało zatrzymanych. Poszarpany został także właściciel Legii Dariusz Mioduski.
Według ustaleń o2.pl, tym razem jednak to nie kibice Legii odpowiadają za wywołanie awantury. Według naszych źródeł, zbliżonych do polskiej policji, mogli ją wszcząć ochroniarze klubu z północnej Holandii. Potem doszło do niezrozumiałego zachowania holenderskiej policji. Na meczu byli obecni wysłannicy polskich służb.
Czytaj też: Sensacyjne doniesienia Holendrów ws awantury
Co się wydarzyło i dlaczego doszło do tak gorszących scen? Tym bardziej, że - jak słyszymy - z przeprowadzonego rozpoznania wynikało, iż polscy kibice nie planowali żadnych konfrontacji z kibicami holenderskiego klubu. Awantura zaczęła się od flag.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Napięcia i niechęć
Według ustaleń o2.pl, w dniu meczu od samego rana policja w Alkmaar miała była negatywnie ustosunkowana do kibiców z Polski. Być może podyktowane było to złą sławą polskich ultrasów, którzy niejednokrotnie pokazywali, że potrafią zachowywać się agresywnie.
Jak mówi rozmówca o2, policjanci z Holandii próbowali prowokować Polaków. Pojawiały się polecenia opuszczenia zajmowanych przez nich barów i pubów, lub wręcz opuszczenia miasta. Strona polska przekonuje, że kibice zachowywali się spokojnie i nie dawali Holendrom powodów do sankcji.
Poszło o flagi
Awantura zaczęła się w momencie wpuszczania widzów na stadion. Po wejściu pierwszej, liczącej około 400 osób grupy, holenderscy ochroniarze i policjanci postanowili zrewidować torby, w których sympatycy warszawskiego klubu mieli flagi w barwach warszawskiej Legii. Chcieli odsunąć kibiców, ci zaś mieli obawiać się utraty flag.
Doszło do przepychanek, jednak stroną, która je zainicjowała mieli być holenderscy policjanci. W ruch poszły policyjne pałki i wywiązała się bijatyka. Kilku holenderskich funkcjonariuszy zostało poszkodowanych. Polacy odebrali im także pałki i miotacze gazu pieprzowego. Holendrzy mieli wtedy "odpuścić", a Polacy weszli na stadion. Pałki i miotacze gazu mieli później pozostawić na stadionie.
Awantura po meczu
Po meczu, Polacy zaczęli opuszczać stadion. Na kibiców z Polski czekały podstawione autokary. Nie dochodziło przy tym do awantur, a kibice zachowywać mieli spokój. Do autokaru zaczęli wychodzić także piłkarze i działacze Legii. Wtedy zaczęła się awantura. Wyjście widzów zostało wstrzymane.
Miejscowa policja i służby porządkowe organizatora zakazała części drużyny znajdującej się w budynku stadionu wyjścia do autokaru. Piłkarze mieli usłyszeć, że zostaną wypuszczeni, kiedy wszyscy kibice "Legii" opuszczą stadion. Część piłkarzy i sztab szkoleniowy mieli już być w autokarze.
Kiedy kibice opuścili stadion, piłkarze będący w budynku ponownie chcieli wyjść. Nie pozwoliły im na to, jak słyszymy, służby holenderskiej, nie podając jednocześnie uzasadnienia. Kilku zawodników i pracowników klubu obeszła blokadę bokiem i wsiedli do autokaru. Ruszyli za nimi pracownicy Alkmaar.
W autokarze i przed nim doszło do awantury. Jeden z holenderskich stewardów i działacz miejscowego klubu zostali poturbowani i złożyli zawiadomienie o pobiciu. Wtedy do autokaru weszła holenderska policja i zatrzymała Josue i Pankova. Obaj piłkarze zostali przez funkcjonariuszy odtransportowani do jednego z miejskich komisariatów.