Był czwartek 21 sierpnia 1986 roku. Mieszkający w północno-zachodnim Kamerunie rolnik imieniem Ephriam usłyszał dziwne dudnienie dobiegające z okolic jeziora Nyos. Miało to miejsce około godziny 21, więc było za późno, by iść sprawdzić, co się stało. Postanowił, że poczeka z tym do rana.
Jezioro Nyos. W jedną noc zginęło ponad 1700 osób
Po przebudzeniu Ephriam ruszył w kierunku pobliskiego wodospadu. Zaskoczyło go, że jest dziwnie suchy. Nagle spostrzegł, że cała okolica wydawała się niesamowicie cicha. Nie było słychać ani ptaków, ani innych zwierząt. Znać o sobie nie dawały nawet owady. W pewnym momencie usłyszał jednak krzyki i ruszył w kierunku wioski nad jeziorem Nyos. Krzyczała kobieta – pasterka o imieniu Halima. Wokół niej leżało 31 martwych osób i jakieś 400 sztuk bydła.
Na ciałach nie było nawet much – te również zginęły. To, czego jeszcze nie było widać, to powód, dla którego ludzie poginęli, a zwierzęta popadały. Nie było śladów walki ani innych jednoznacznych objawów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jezioro zmieniło kolor z niebieskiego na czerwony. Dookoła było też sucho, wyczuwalny był odór zgniłych jaj, a na ciałach – zarówno zmarłych, jak i tych, którzy przeżyli tę katastrofę – dało się zauważyć dziwne ślady. Były to jedyne wskazówki, dlatego ludzie zaczęli przypisać to wszystko atakom chemicznym, jak przytacza IFL Science.
Niewyjaśniona tajemnica
Naukowcy do dziś nie wiedzą, co tak naprawdę się stało. To, co wiadomo, to że nastąpiło ogromne uwolnienie dwutlenku węgla. Objawy pasowały, szczególnie, że u osób, które przeżyły, w kolejnych dniach zaczęły pojawiać się wymioty, biegunki i halucynacje.
Czytaj także: Brama Piekieł w Turcji. Dalej sprowadza śmierć
Jezioro Nyos powstało w kraterze wulkanicznym. Obecność CO2 była więc naturalna. Zwykle jednak w jeziorach wulkanicznych gaz uwalnia się, gdy woda, ale jezioro Nyos było wyjątkowo spokojne. Sprawiło to, że dwutlenek węgla powoli się tam nagromadzał. Nie wiadomo tylko, co sprawiło, że doszło do jego uwolnienia. To mogło być osunięcie się ziemi, mogła to być też erupcja wulkaniczna na dnie jeziora.
W 1986 roku w ciągu 20 sekund uwolniło się 1,2 km sześciennych dwutlenku węgla. Olbrzymia fala rozlewała się po okolicy, dusząc każdego, kto znalazł się na jej drodze. Przetrwali tylko ci, którzy znajdowali się na wyższych poziomach, jako że CO2 jest cięższe niż powietrze.
Czytaj także: Groza pod lodami Antarktydy. Naukowcy alarmują
1746 osób i ponad 3,5 tys. zwierząt gospodarskich zginęło w wyniku tego zdarzenia. Do dziś pozostaje to jedna z największych tego typu katastrof. I wciąż nie znalazła do końca wyjaśnienia. Aby nie powtórzyła się w przyszłości, na dnie jeziora Nyos zainstalowane zostały rury sukcesywnie wypompowujące dwutlenek węgla.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.