Kawiarnią, "w której obsługują roboty" zachwycił się cały świat. Jeszcze niedawno o tym budapesztańskim lokalu można było przeczytać na łamach "India Times", VOA Afrique, Voice of Amercia, brytyjskiego "Telegraph" i wielu, wielu innych portali. Sprawę opisała nawet agencja Reutera.
W skrócie: kawiarnią zachwycono się na całym świecie. Postanowiliśmy więc sprawdzić, czy technologiczne jutro już nadeszło i czy to możliwe, że już niedługo ludzie będą tracić etaty na rzecz robotów.
Rewolucja technologiczna na wyciągnięcie ręki? Tego właśnie się spodziewałem. Moje nadzieje szybko zostały jednak rozwiane, a z ogólnoświatowego podniecenia nie pozostały nawet strzępy. Dlaczego? To bardzo proste do wyjaśnienia.
Robot, który w niczym nie pomaga. Otóż okazuje się, że reklamowanie kawiarni Enjoy Cafe Budapest jako miejsca "obsługiwanego przez roboty" to wielkie nadużycie.
Przekonałem się o tym krótko po rozmowie z menadżerką. Młoda, sympatyczna i uśmiechnięta Barbara zapewniła, że to roboty obsługują w tym lokalu. Tak więc rozsiadłem się wygodnie przy stoliku i cierpliwie czekałem. Czekałem. I czekałem...
Moja cierpliwość skończyła się po około dziesięciu minutach. Podszedłem do pani, która krzątała się za ładnie urządzonym barem, by spytać, dlaczego muszę tak długo czekać na robota przy stoliku. I wtedy mnie zamurowało.
Okazało się, że obsługa przez roboty to wielka bujda, a roboty służą jedynie jako wózek do kawy. Być może i wygląda ciekawie, ale za nic nie spełnia obiecanej mi wcześniej roli. O tym słów kilka poniżej.
Tak więc, skąd rozczarowanie? Wystarczy wyjaśnić, jak działają roboty w tej kawiarni. Przypomnę, że według internetowych zapowiedzi miały być w stanie nawet opowiadać dowcipy i wchodzić z ludźmi w interakcję. A jak jest w praktyce?
By dostać chociażby kawę musisz: podejść do baru obsługiwanego przez żywą osobę, złożyć zamówienie, usiąść przy stoliku i czekać. Osoba z obsługi przygotuje to, co zamówiłeś, postawi na tacce robota, kliknie na jego ekranie numer twojego stolika i zamówienie ruszy w drogę. Tak, w drogę, bo pokonanie kilku metrów z twoją kawą lub czymkolwiek, co zamówiłeś, zajmie maszynie długą chwilę.
Czyli tak, jakby rodzice powiedzieli, że kupili robot kuchenny, a na blacie pojawiłby się zwykły mikser - zareagował kolega z innej redakcji na moją opowieść o przygodzie w budapesztańskiej kawiarni.
OK, robot zawiódł moje oczekiwania, ale może się czepiam? Pojawiły się głosy, że brak interakcji to nie tak wielki problem, a maszyna może być pomocna i ułatwić obsługę, gdy w lokalu pojawia się więcej osób. Jeśli też tak myślicie, muszę was zawieść. Robot wcale nie będzie szczególnie pomocny, bo jest w stanie pomieścić maksymalnie dwie kawy i dwa talerzyki np. z ciastkiem. Tak więc, nie jest w stanie "obsłużyć" czteroosobowego stolika za jednym podejściem.
Dodam tylko, że sala, w której "pracował" robot liczyła 7 stolików, które mogły pomieścić 21 osób. Równie dobrze robota mogło więc tam nie być. Równie dobrze zamiast przy pomocy robotów kawę mógłby mi dostarczyć zdalnie sterowany samochód, dron albo odkurzacz.
Wszystko musi mieć swój początek. Oczywiście, takie miejsce może być prekursorem prawdziwej zmiany, która potrzebuje czasu, by się rozwinąć. Jednak jeśli to miał być wielki krok w technologiczną przyszłość, to jednak wyszedł z tego nie lada kapiszon.
Skąd więc wielkie halo wokół węgierskiego lokalu? Spiralę zainteresowania nakręcają oczywiście właściciele tego miejsca, którzy nad kawiarnią prowadzą hostel składający się z 38 apartamentów. Nie trzeba chyba dodawać, że od czasu, gdy pojawiły się pierwsze publikacje o robotach, trudno w tym miejscu o wolne pokoje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.