O sextortion wiadomo nie od dziś, a pierwsze przypadki były opisywane lata temu. Scenariusz tego oszustwa jest zwykle taki sam. Ofiara otrzymuje e-mail, w którym ktoś straszy, że jej komputer został zaatakowany, dzięki czemu hakerowi udało się przejąć obraz z monitora oraz kamerę. Miało to pozwolić nagrać użytkownika, kiedy przeglądał strony z filmami erotycznymi.
Do tego pojawia się groźba, że materiał zostanie upubliczniony lub rozesłany do znajomych ofiary, jeśli ofiara nie wpłaci na czas żądanej kwoty. W większości przypadków (choć można zakładać, że we wszystkich) ta historia jest zmyślona. Oszustwo polega wyłącznie na wytworzeniu strachu i obaw ofiary, która będzie skłonna zapłacić wskazaną kwotę, aby uniknąć kompromitacji - mimo, że nie ma dowodów, że atakujący faktycznie ma jakiekolwiek nagrania.
W Polsce również można trafić na podobne przypadki, które wykorzystują ten sam mechanizm. Na jednej z grup na Facebooku można spotkać nietypowe ostrzeżenie. Ktoś sugeruje, że został oszukany przez kobietę, która samemu wysyłając roznegliżowane zdjęcia, zachęciła go do wysłania własnych. Od tego momentu rozmowa przerodziła się w sextortion, choć mając zgłoszenie tylko od jednej osoby, nie można tego potwierdzić.
Nie ma na to dowodów, ale opisywana historia z sextortion może być autentyczna. Takie oszustwa zdarzają się w rzeczywistości, a odzyskanie pieniędzy (jeśli ofiara zdecyduje się zapłacić za rzekome milczenie szantażysty) może być niemożliwe. Oszuści najczęściej oczekują wpłat w kryptowalutach, czego przebieg w praktyce trudno jakkolwiek śledzić i analizować.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.