Niemieckie eksperymenty
Szukając informacji o pierwszym człowieku w kosmosie trafimy zapewne na biogram Jurija Gagarina i informację o jego pionierskim locie z 12 kwietnia 1961 roku. Tylko czy aby na pewno Gagarin był pierwszy? Istnieją poszlaki wskazujące, że w kosmosie byli przed nim inni śmiałkowie.
Aby odnaleźć prawdziwych pionierów, musimy niestety cofnąć się w czasie o około 18 lat. Dlaczego niestety? Fundamenty współczesnej wiedzy, pozwalającej na podróże kosmiczne powstawały w wyjątkowo mrocznych okolicznościach – pochodzą z niemieckich obozów koncentracyjnych.
To właśnie tam Niemcy przeprowadzili w czasie II wojny światowej serię okrutnych eksperymentów. Kosztem niewyobrażalnych cierpień i śmierci setek zamęczonych przy okazji badań więźniów, badacze zdobyli i wiedzę, wykorzystaną następnie do budowy kabin ciśnieniowych, wysokościowych skafandrów czy systemów podtrzymywania życia.
Zbrodniarze na usługach NASA
Zebrane wówczas dane stały się cenną kartą przetargową. Udostępniając je zwycięskim mocarstwom niemieccy badacze kupili sobie nie tylko życie, ale w ogóle uniknęli procesów, a po wojnie cieszyli się szacunkiem i prestiżem.
Przykładem jest m.in. prof. Hubertus Strughold, nadzorujący eksperymenty na więźniach w obozie Dachau. Po wojnie trafił do Stanów Zjednoczonych, gdzie współtworzył "Kompendium Medycyny Lotniczej" – bazę wiedzy, dzięki której rozpoczęto załogowe programy kosmiczne.
Przez dziesięciolecia Strughold, zamiast być nazywany zbrodniarzem i odpowiadać za zbrodnie z Dachau, cieszył się opinią "ojca medycyny kosmicznej". Jego nazwisko dopiero w 2006 roku zostało usunięte z Komnaty Chwały Zdobywców Kosmosu w Muzeum Historii Kosmosu w Alamogordo.
Dlatego, jeśli jako punkt odniesienia przyjmiemy ekspozycję na warunki, panujące w górnych warstwach atmosfery lub nawet poza nią, to pierwszymi ludźmi, którzy sięgnęli granicy kosmosu, byli bezimienni więźniowie niemieckich obozów. Kto poleciał po nich?
Skafandry wysokościowe
Pierwsze pogłoski o tzw. zaginionych kosmonautach pojawiły się na Zachodzie już pod koniec lat 50. Zimna wojna była wówczas bliska przeistoczeniu się w wojnę "gorącą", churchillowska żelazna kurtyna szczelnie przedzielała Europę, a jakiekolwiek wieści ze Wschodu były o tyle cenne, co bardzo, bardzo skąpe.
I właśnie w takich okolicznościach w zachodnich mediach pojawiła się plotka o nadawanej w Moskwie audycji radiowej, informującej o załogowym locie na wysokości 300 kilometrów.
Niedługo później, w 1959 roku w radzieckim czasopiśmie "Ogoniok" opublikowano artykuł, poświęcony lotom na dużych wysokościach. Towarzyszyły mu zdjęcia inżynierów i osób w skafandrach – lotniczych, a nie kosmicznych.
"Ogoniok" wymieniał również nazwiska osób na zdjęciach – Dołgow, Kaczur i Graczow. Ich zadaniem było prawdopodobnie testowanie skafandrów wysokościowych i udział w stratosferycznych skokach spadochronowych – zadanie karkołomne i niebezpieczne, ale niezwiązane bezpośrednio z programem kosmicznym.
Gdy kilka lat później Rosjanie zaprezentowali pierwszych kosmonautów, nie było wśród nich osób o nazwiskach, wymienionych w "Ogonioku". I właśnie ten fakt stał się podstawą do spekulacji, że ludzie w kombinezonach zginęli w czasie jakiegoś lotu lub lotów kosmicznych.
Krater po ciemnej stronie Księżyca
Kolejną poszlaką był fakt, że Rosjanie nazwali jeden z kraterów na ciemnej stronie Księżyca nazwiskiem Graczowa. Skojarzono to oczywiście z osobą w skafandrze i nie pomogły tłumaczenia, że krater zawdzięcza swoją nazwę rosyjskiemu inżynierowi, pionierowi technologii rakietowej, Andriejowi Graczowowi, a nie uhonorowanemu skrycie, poległemu kosmonaucie.
Plotki o zaginionych kosmonautach podsycały również próby kapsuł Wostok, w których umieszczono wypełnione czujnikami i ubrane w skafandry kukły – prawdopodobnie pierwsze tak dobrze odwzorowujące ciało człowieka manekiny.
Polem do spekulacji była również rekonwalescencja radzieckiego pilota oblatywacza, Władimira Iliuszyna, który w Chinach przechodził rehabilitację po wypadku. Popularna teoria spiskowa głosi, że Iliuszyn był kosmonautą, który poleciał przed Gagarinem. W czasie lotu miały wystąpić problemy, w wyniku których Iliuszyn wylądował na terenie Chin – przeżył, ale został aresztowany.
Co nagrali bracia Judica-Cordiglia?
Znacznie ciekawsze wydają się za to nagrania, zarejestrowane przez włoskich amatorów krótkofalarstwa.
Bracia Judica-Cordiglia zorganizowali w latach 50. pod Turynem stację nasłuchową (co samo w sobie stanowi dla niektórych fundament do snucia kolejnych teorii spiskowych, związanych z pochodzeniem sprzętu) i zaczęli nasłuchiwać sygnałów radiowych, związanych z radzieckimi programami kosmicznymi. Odebrali m.in. komunikaty nadawane przez pierwszego satelitę, Sputnika 1.
W latach 60. bracia zaczęli nagrywać efekty swoich nasłuchów. W maju 1961 roku zarejestrowali coś, co zostało zinterpretowane jako transmisja z nieudanej próby kosmicznej, w czasie której zginęła bezimienna kobieta. Poniższe filmy prezentują samo nagranie, a pod nim nakręcony na jego podstawie film krótkometrażowy.
Nagrań tego typu było więcej, jednak nigdy nie udało się potwierdzić ich autentyczności, a kontrowersje budzi m.in. stosowana przez nagrywane osoby terminologia, niezgodna z fachowym słownictwem, używanym przez personel, związany z radzieckimi misjami kosmicznymi.
Sojuz 1, czyli polityka kontra ludzkie życie
Problem z "zaginionymi kosmonautami" polega na tym, że choć doniesienia o nich brzmią ciekawie, to nie wytrzymują konfrontacji ze źródłami. Te – niezależnie od epoki – milczą na ich temat.
Śladu po rzekomych ofiarach nie znaleziono nawet w odtajnionych po upadku ZSRR archiwach, gdzie bez problemu znajdziemy dokumenty, związane z drobiazgowo opisywanymi i analizowanymi późniejszymi katastrofami.
A co ze wspomnianym na początku artykułu Komarowem? Ten faktycznie zginął w kwietniu 1967 roku (a zatem 6 lat po locie Gagarina) i w świetle dostępnych źródeł jest uznawany za pierwszą ofiarę sowieckiego programu kosmicznego.
Sensacyjnym wątkiem w przypadku jego śmierci pozostaje jednak pośpiech przy przygotowaniach do misji, która – w obliczu katastrofy pierwszej misji Apollo – miała pokazać światu radziecką przewagę i stanowić poligon doświadczalny przed planowaną misją księżycową. A przy okazji uświetnić okrągłą rocznicę Rewolucji Październikowej.
Komarow był prawdopodobnie w pełni świadomy niedoskonałości statku Sojuz 1. Wyznaczono go do misji ze względu na doświadczenie, ale i fakt, że - w przeciwieństwie do większości wojskowych pilotów - był też inżynierem, który miał łatwiej poradzić sobie z ewentualnymi awariami.
Kosmonauta wiedział, że ambitna misja jest, wobec niedopracowania sprzętu wynikającego z pośpiechu, misją ekstremalnie ryzykowną i realizowaną na skutek politycznych nacisków. Mimo tej wiedzy miał zdecydować się na lot aby – według romantycznej wersji – nie narażać swojego przyjaciela, Jurija Gagarina, który został wyznaczony do tej misji jako pilot rezerwowy.
Warto wspomnieć, że po śmierci Komarowa przekonstruowano spadochrony Sojuza, a następnie poddano je bardzo wnikliwym i czasochłonnym testom. Choć - obok kluczowych problemów z rakietą nośną - opóźniło to cały program, to od tamtego czasu spadochrony ponad stu Sojuzów nigdy nie zawiodły.
_W artykule wykorzystałem informacje z serwisów Encyclopedia Astronautica, Air and Space i artykułu Jamesa Oberga ze "Space World Magazine" (1/1975). _
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.