Gruzińskie Batumi w pierwszej chwili zachwyciło mnie wakacyjnym, egzotycznym wręcz klimatem.
Najpowszechniej rosnącym tu gatunkiem drzew wydają się palmy, nie brakuje też bambusów.
Nadmorska promenada przypomina deptaki w Miami, a patrząc na budkę ratowniczą na plaży, mogłabym oczekiwać wybiegającego z niej w zwolnionym tempie Davida Hasselhoffa w czerwonych kąpielówkach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Batumi - "gruziński Dubaj". Luksusowe hotele i rajskie plaże
Drugi element batumskiego krajobrazu najmocniej rzucający się w oczy, to bez wątpienia lśniące drapacze chmur. Nie bez powodu Batumi nazywane bywa "gruzińskim Dubajem".
Tutejsze niebo przecinają ogromne apartamentowce i luksusowe hotele. W centrum miasta po oczach biją m.in. budynki oznaczone logo Hilton, Marriott i Sheraton.
Wszystkie mają co najmniej 20 pięter, mieszczą się blisko morza i wyróżniają nowoczesną architekturą. Na parkingach pod budynkami stoją wielkie, nowe SUV-y i błyszczące limuzyny. Kobiety chodzą ubrane od stóp do głów w ubrania z metką Louis Vuitton.
Skwerki w najbardziej turystycznej części miasta, czyli w okolicach wybrzeża, są zadbane i ukwiecone. Pomiędzy starannie przystrzyżonymi krzewami znajdziemy mnóstwo pomników, fontann i pięknie oświetlonych rzeźb.
Planując wyjście do restauracji, trzeba się poważnie zastanowić - wybór jest ogromny.
Nabrzeże kusi rejsami po turkusowych wodach Morza Czarnego. Z kolei masywny hotel inspirowany rzymskim koloseum czy mieniący się pomnik gruzińskiego alfabetu z restauracją na szczycie, zapraszają influencerów, szukających fotogenicznych miejsc do sesji zdjęciowych.
Czytaj także: Ile kosztują wakacje w Chorwacji? Można się zdziwić
Drugie oblicze Batumi: rozpadające się budynki, bezdomne psy
Kiedy jednak spojrzy się poza blichtr i luksusy, zajrzy za pozłacane posągi i zdobione elewacje zabytkowych budynków, skupi wzrok na "drugim planie" miasta, można dostrzec zupełnie inne oblicze Batumi.
To, od którego turyści odwracają wzrok. To, które wycinają ze swoich pamiątkowych zdjęć, zanim opublikują je w social mediach.
Tam stoją bloki sprzed wielu dekad, od których odpada tynk, a na balkonach brakuje balustrad. Tam między budynkami ciągną się niekończące się linki ze schnącym praniem. Tam klockowate domy wyrastają jeden obok drugiego, niemal ścierając się murami.
Tam po ulicach chodzą krowy, a mijające je samochody nie mają zderzaków. Kierowcy nie przestrzegają przepisów drogowych, a sprzedawcy straganiarsko nawołują przechodniów.
Tam stoją kramy z tandetnymi zabawkami i popcornem, w których próbują sobie dorobić ubodzy seniorzy. Tam pożywienia szukają setki bezdomnych psów.
Jak to możliwe, że w tak doskonale zlokalizowanym miejscu, które przyciąga turystów niesamowitymi, zróżnicowanymi krajobrazami i przemiłymi ludźmi, a ogromne inwestycje budowlane wyrastają jak grzyby po deszczu, nie ma pieniędzy na odświeżenie bloków mieszkalnych, nawet w samym centrum miasta?
Dlaczego zwykli batumczycy żyją w tak głębokiej biedzie, podczas gdy wśród nich limuzynami wożą się obrzydliwie bogaci biznesmeni? Skąd wzięły się te kolące w oczy kontrasty? Odpowiedź na te wszystkie pytania sprowadza się do jednego słowa: polityka.
Batumi jest bardzo dobrym przykładem zarabiania pieniędzy przez ludzi, którzy już są bogaci. To daleko prawicowa polityka, którą mamy po ZSRR - w rozmowie z o2.pl tłumaczy George Megrelidze, przewodnik z Batumi.
Bogaci się bogacą, biedni biednieją
Gruzja stara się obecnie przyciągnąć inwestorów, a sposobem na to są przepisy ułatwiające prowadzenie biznesu.
Doprowadziło to do tzw. boomu inwestycyjnego, kiedy to w kraju zaczęło powstawać wiele kasyn i hoteli. Ogromne kwoty, które trafiają do rąk biznesmenów, zwykle zagranicznych, nie przekładają się jednak na komfort życia miejscowych.
Drugim problemem pogłębiającym różnice społeczne jest chaos budowlany. Przez brak odpowiednich regulacji prawnych budynki powstają niemal jeden na drugim, ściana w ścianę, okno w okno.
Inwestorów nie obchodzą warunki, w których będą musieli później mieszkać nabywcy lokali. Chodzi tylko o to, by szybko i jak najwięcej ich sprzedać.
To biznes, który chce bogacić się na sprzedaży mieszkań, ale niszczy wszystko, co jest ciekawe w Batumi. Wyobraźcie sobie - jest tu tak wiele drapaczy chmur, a żaden z nich nie ma miejsca parkingowego, skweru, podwórka itp. Nic, tylko budynki bardzo blisko siebie. Firmy budowlane zarabiają ogromne pieniądze, ale miejscowi, którzy są właścicielami nieruchomości w Batumi, nie osiągają żadnych zysków - tłumaczy o2.pl George.
Rodowity batumczyk wyjaśnia, że miasto staje się coraz bardziej atrakcyjne dla turystów i przedsiębiorców, co w teorii powinno się przekładać na wzrost wartości domów i mieszkań należących do miejscowych.
W rzeczywistości jest jednak odwrotnie - chaos budowlany i masowe powstawanie nowych budynków mieszkalnych sprawia, że mieszkania w Batumi z roku na rok są coraz tańsze.
Prawdziwe progres powinien się więc zacząć od zmian systemowych. Bez nowych regulacji prawnych miejscowi nie mają szansy na polepszenie warunków bytowych. Na razie na to jednak się nie zapowiada.
Jedyne, co my możemy zrobić, to odwiedzać to fascynujące, pełne skrajności miejsce i zasilać tamtejszą gospodarkę. A być tutaj naprawdę warto.
Myślę, że ludzie, którzy przyjeżdżają do Batumi, by się bogacić, powinni mieć obowiązek odkładania pewnej kwoty do lokalnej gminy, a następnie te pieniądze powinny zostać wydane na tworzenie lepszej infrastruktury, szkół itp. dla mieszkańców. Wówczas nie byłoby tak dużych kontrastów Batumi, a miejscowi również mogliby żyć lepiej - podsumowuje przewodnik.