- Proszę pana, za co ja płacę? Wydałam na bilet dokładnie tyle samo, co pasażerowie, którzy siedzą, ale ja muszę stać. Dlaczego? - zapytała zdenerwowana podróżna pociągu PKP Intercity z Krakowa do Szczecina w niedzielne popołudnie. Faktycznie, za bilet zapłaciła normalnie, ale o miejscu siedzącym mogła zapomnieć.
Dlaczego? Bo PKP Intercity u progu wakacji zmieniło przepisy i sprzedaje więcej biletów, niż jest miejsc siedzących w pociągach. Efekt jest taki, że w wakacje składy kursują bardzo przepełnione. A to oczywiście odbija się na komforcie podróżnych, nie na zarobkach spółki. Ta niedawno podniosła nawet ceny biletów na części tras.
Zasada jest prosta: póki w pociągu są wolne miejsca siedzące, kupujesz bilet i możesz podróżować wygodnie. Gdy te się kończą - o co latem nietrudno - zostają miejsca stojące. Podróżni sami decydują się na taki los, choć czasem liczą, że może w trakcie podróży "znajdzie się" wolne miejsce. Tak działa system we wszystkich pociągach PKP Intercity.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pociąg jechał więc zatłoczony, pasażerowie byli sfrustrowani i siedzieli, gdzie popadnie. Dosłownie. Na schodach, pod toaletami, w wagonie restauracyjnym, na podłodze. Część zajęła miejsca dla niepełnosprawnych, inni przysiedli na walizkach, albo stali i czekali, aż ich koszmar minie. Oni i tak mieli szczęście, bo działała klimatyzacja.
Już przed wakacjami PKP Intercity zdecydowało, że będzie sprzedawać więcej biletów na swoje pociągi. Dotąd trzymano się praktyki - niezbyt w Polsce długiej, ale chwalonej przez pasażerów - że bilety sprzedawane są tylko na miejsca siedzące. Ale przed szczytem sezonu zapadła decyzja, by pozwolić ludziom jechać także na stojąco.
Pociąg IC 3820 "Osterwa" obsługuje skład elektryczny ED160 Flirt, jeden z nowszych w taborze PKP Intercity. Przewoźnik ma ich 32 do dyspozycji, każdy może pomieścić 360 osób na miejscach siedzących. Dodatkowe stojące to w teorii 72 miejsca, ale w niedzielę 21 lipca z pewnością do pociągu wsiadło znacznie więcej podróżnych.
Miejsc siedzących nie ma, więc ludzie stali na korytarzach, w ciasnym wagonie restauracyjnym - gdzie kolejka liczy osiem, może dziesięć osób i się nie kończy - pod toaletami, na walizkach, gdzie się da. Nawet konduktor nie wierzył w to, co widzi i głośno narzekał na warunki pracy. Nie ma mu się co dziwić, nawet nie miał jak przejść, by sprawdzić bilety.
Gdzie tu warunki godnego podróżowania i jakieś zasady BHP? Cóż, o to PKP Intercity tym razem nie zadbało. Obsługa pociągu była zdenerwowana od początku podróży. A jeden z pasażerów, który regularnie jeździ "Osterwą", mówił nam, że tak dzieje się od jakiegoś czasu tydzień w tydzień. Wakacje to duży tłok w pociągu, po prostu.
Pociąg był już spóźniony, nim wyjechał z Krakowa Głównego. To już wzbudziło irytację pasażerów, choć było to raptem 12 minut. Powód? Załoga składu nie dotarła na czas na dworzec, bo... spóźnił się inny pociąg, którym dojeżdżała do Krakowa. Kolejarze szybko się jednak przesiedli i podróż mogła się rozpocząć.
"Osterwa" szybko ruszył z Krakowa na Śląsk, urwał kilka minut z opóźnienia, a potem popędził na Opolszczyznę, do Wielkopolski i w stronę Szczecina. Po drodze wsiadali kolejni pasażerowie, inni opuszczali skład i cały czas było ciasno. Dobrze, że opóźnienie nie było duże (sześć, potem osiem minut), a klimatyzacja działała. Nie wszyscy podróżni w wakacje mają tyle szczęścia.
Ale nikt wesoły nie podróżował, chyba że siedział i mógł mieć wszystko w nosie. Jedna z kobiet była wściekła, bo zapłaciła sporo za bilet i nie znalazło się dla niej miejsce siedzące.
Miała przed sobą długą podróż, rozmawiała z konduktorką, która tylko rozłożyła ręce i przyznała szczerze: "Co mam zrobić? Wszystkie miejsca są zajęte". I to jest fakt, tak samo jak to, że dodatkowych wagonów "Osterwa" nie zabierze. Nie pozwala na to typ pociągu. Ktoś ten kurs zaplanował, ktoś wydawał zgody i chyba nie przewidział takiej sytuacji...
Gdy PKP Intercity decydowało się na miejsca stojące, eksperci ostrzegali. Nikt ich nie słuchał, choć trafnie analizowali, że w pociągach Flirt firmy Stadler może być mało miejsca. Ktoś napisał, że jeśli dodatkowi pasażerowie wejdą na pokład z dużymi bagażami, może być naprawdę tłoczno. I faktycznie tak właśnie było.
W Gliwicach wysiadała z pociągu dziewczyna jadąca na wózku. Konduktorzy szybko się uwinęli z przygotowaniem specjalnej platformy, ale pociąg stał na stacji, bo nie mogła dojechać do drzwi. Tak dużo było ludzi na korytarzu.
Ona wysiadła, reszta ruszyła w drogę. Wpatrzeni w smartfony, zasłuchani i zaczytani, zmęczeni tłokiem i niskim komfortem podróży. Pociąg nowy, opóźnienie niewielkie, ale to jednak nie to, prawda? Nie przeszkadzają nawet zapchane śmietniki w toaletach czy szybko znikające w Warsie piwo. Gdyby tylko dało się usiąść chociaż na chwilkę...
O sytuację w pociągu IC "Osterwa" zapytaliśmy rzecznika PKP Intercity, Macieja Dutkiewicza i biuro prasowe spółki. Przesłaliśmy mailem poniższe pytania:
- Dlaczego PKP Intercity sprzedaje dużo więcej biletów na dane połączenie, niż jest miejsc w pociągu?
- Dlaczego PKP Intercity nie zestawi danego połączenia tak, by każdy z pasażerów miał komfort podróżowania?
- Jak PKP Intercity zapewnia bezpieczeństwo pasażerom, gdy pociąg jest tak bardzo przepełniony?
- Czy spółka PKP Intercity ceni sobie zdanie pasażerów i zrekompensuje im jakoś fatalne warunki podróży?
Czekamy na oficjalną odpowiedź PKP Intercity i jego rzecznika prasowego, do sprawy z pewnością wrócimy w najbliższym czasie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.