Przygoda Jeffa z Disneylandem zaczęła się niepozornie. — Byliśmy bez pracy i mieliśmy roczne karnety, które otrzymaliśmy w prezencie. Potraktowaliśmy to jako rozrywkę, miejsce do nawiązywania nowych kontaktów — przyznał mężczyzna nieco ponad dekadę przed zapisaniem się na kartach księgi rekordów Guinnessa.
Odwiedził Disneyland prawie trzy tysiące razy. Żadnej przerwy!
W 2012 roku kalifornijski Disneyland — jeden z parków rozrywki, w których wszystkie atrakcje inspirowane są postaciami z produkcji Walta Disneya — zorganizował wyjątkowe 24-godzinne wydarzenie. Zbiegło się ono z 60. wizytą Jeffa. Wówczas zafascynowany parkiem mężczyzna spotkał się z dziennikarzem, który zaczął śledzić codzienne przygody Reitza i nagłośnił je w mediach.
Kiedy mężczyzna dotarł do 183. dnia swojej przygody, jego historię opisała agencja Associated Press. To wydarzenie zapoczątkowało wiele propozycji wywiadów z dziennikarzami z całego świata. Mężczyzna stał się na tyle rozpoznawalną osobą, że turyści podchodzili do niego z prośbą o autografy i zdjęcia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo...
Po 366 dniach odwiedzin Disneyland podarował Jeffowi kosz z prezentami — wraz ze specjalnym certyfikatem. Gdy osiągnął pułap dwóch tysięcy dni, wręczono mu natomiast kolejny plecak z prezentami.
Lubię spacerować po tym terenie. Szukam kadrów, które mogę sfotografować i opublikować - przyznał rekordzista.
Trafił na listę rekordzistów Guinnessa
Chociaż mężczyzna miał wielką nadzieję dobić do trzech tysięcy odwiedzin Disneylandu z rzędu, pandemia koronawirusa przerwała jego dobrą passę dokładnie 14 marca 2020 roku. Udało mu się pójść do parku 2995 razy. Za swoje dotychczasowe osiągnięcia został wpisany do księgi światowych rekordów Guinnessa.
Do tej pory powiedziałem tylko kilku osobom, ponieważ nawet dla mnie to zaskoczenie - podkreślił rekordzista, którego słowa przytacza Polsat News.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.