Mateusz Myla to polski influencer, który na TikToku pokazuje ciekawostki z życia w Bangkoku i podróży po Tajlandii.
Cały dzień zamawiała dla niego tajskie jedzenie
W swoim ostatnim nagraniu opowiedział o pewnym eksperymencie, którego podjął się wraz z dziewczyną. - Poprosiłem Tajkę, z którą się spotykam, żeby przez cały dzień zamawiała dla mnie tylko lokalne jedzenie - mówi w wideo opublikowanym na TikToku.
Na śniadanie poszli do restauracji, w której całe menu było zapisane tylko po tajsku. Mateusz nie miał więc możliwości sprawdzenia, co zamówiła dla niego znajoma. Był trochę przerażony, bo nie wiedział, czego się spodziewać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Lokalsi patrzyli na mnie, jakby zobaczyli ducha - mówi Mateusz w wideo, które ma już ponad milion wyświetleń. Widzimy, że w foliowym woreczku dostał coś w panierce.
Jak dodaje, jego zdaniem na pierwszy rzut oka to danie wyglądało tragicznie. - Okazało się mega smaczne i z tego, co się dowiedziałem były to po prostu banany w cieście - podsumowuje swój pierwszy posiłek.
Ale to był dopiero początek. Następne miejsce, do którego się wybrali bardzo zaskoczyło Polaka, bo musiał sam przygotować część swojego posiłku. Dziewczyna zabrała Mateusza na farmę, gdzie musiał... wydoić krowę.
Nie powiem... byłem w lekkim szoku - powiedział i dodał, że z mleka, które otrzymali, lokalsi przygotowali dla nich świeże lody. - Mega akcja - podsumował.
Czytaj też: Pokazała ceny w wakacyjnym raju. "Mega tanio"
Ostro i słodko
Na lunch zjedli pad thai, który zdaniem Mateusza był w porządku, ale "cholernie ostry".
Wieczorem Polak i Tajka wybrali się na nocny market. I jeśli myślicie, że dziewczyna zamówiła dla Mateusza smażone robaki, to się rozczarujecie. Zjadł tam bowiem przepyszne słodkie danie, czyli mango sticky rice. - Super kolacyjka - podsumował Polak.