Brak chemicznych oprysków i rzadsze koszenie trawników w mieście chroni owady (w tym bardzo potrzebne szczególnie w miastach zapylacze) i zatrzymuje wilgoć podłoża, zapobiegając suszy, ale ma to też pewne konsekwencje.
Okazuje się, że w zamian za zwiększenie bioróżnorodności i tworzenie miejsc pełnych zieleni cena, jaką musimy ponieść to... kleszcze. Ta tendencja staje się coraz bardziej widoczna szczególnie w dużych miastach.
Liczba kleszczy znacząco wzrosła, w stosunku do poprzednich sezonów. Jest ich o wiele więcej, niż dajmy na to, dwa lata temu. Potwierdza to dyrektor Zarządu Zieleni Miejskiej w Krakowie, Piotr Kempf w rozmowie z Gazetą Wyborczą:
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kleszcze czekały na lepsze czasy i te właśnie nadeszły. Mamy coraz więcej "kleszczowych zgłoszeń" od mieszkańców. - przyznaje.
Czytaj także: Rekord. Kleszcze atakują. Koszmarne dane
Dane z 2022 roku, potwierdzające wzrost zakażeń boreliozą aż o 60 procent w porównaniu do lat ubiegłych opublikowała także jedna z firm ubezpieczających. Potwierdzają to też statystyki Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH - Państwowego Instytutu Badawczego.
Z opublikowanych przez nich danych wynika, że zaledwie do połowy kwietnia na boreliozę zachorowało już 2,7 tysiąca osób.
Sami musimy o siebie zadbać, także o zwierzęta, stosując miejscowe środki ochrony. Po powrocie ze spaceru trzeba zmienić ubranie, wziąć prysznic, obejrzeć całe ciało. Zwierzaki dobrze wyposażyć w obroże przeciwkleszczowe - mówi w rozmowie z dziennikarzami Gazety Wyborczej, Piotr Kempf.
Czytaj także: "Mamy już pierwsze przypadki". Lekarze alarmują