W 2018 roku na liście chorób psychicznych pojawi się nowa pozycja. Specjaliści WHO uznali, że nałóg grania to schorzenie mentalne. W tym momencie wszyscy gracze mogą zacząć się obawiać. Ale niepotrzebnie.
Martwić się powinni ci, którzy spełniają określone warunki. By uznać kogoś za uzależnionego od gier, musi mieć ten problem przynajmniej przez rok. Kolejny symptom to stan, kiedy granie staje się ważniejsze od innych rzeczy w życiu. Jeśli nałóg rujnuje komuś życie prywatne i zawodowe, lekarze zdiagnozują u niego chorobę psychiczną.
Cierpiący na nowe schorzenie nie potrafią się opamiętać. Grają pomimo, że zdają sobie sprawę z negatywnych konsekwencji. Po prostu są uzależnieni i nie są w stanie kontrolować swojego nałogu - pisze serwis Popular Science.
Zapamiętali gracze podśmiewają się z decyzji WHO. Twierdzą, że to tylko hobby, a w niektórych przypadkach wręcz zawód przynoszący spore profity. Z kolei rodzice najmłodszych graczy uważają, że klasyfikacja dotyczy dorosłych osób, pomijając dzieci, które są najbardziej narażone na uzależnienie. Nosem kręcą również niektórzy psychiatrzy, którym nie podoba się pomysł Światowej Organizacji Zdrowia.
Wpisanie nowej choroby na listę WHO będzie miało konsekwencje dla pacjentów. W tej chwili nałóg grania nie interesuje firm ubezpieczeniowych. Jednak po oficjalnym uznaniu nałogu grania za chorobę psychiczną, zdiagnozowany pacjent będzie musiał zapłacić większą składkę - przewidują komentatorzy. Niezbyt przychylnym okiem na takie papiery od lekarza spojrzą także potencjalni pracodawcy.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.