Choć choroba Alzheimera nie kojarzy się nam z chorobą zdolną do przenoszenia się z człowieka na człowieka, najnowsze badania potwierdzają, że taka sytuacja jest możliwa. Naukowcy z University College London potwierdzili pięć przypadków. Jak doszło do "zakażenia"?
Okazuje się, że wszystkiemu winna jest terapia, w której wykorzystywano hormon wzrostu uzyskiwany z przysadek zmarłych osób. Terapia była stosowana w Wielkiej Brytanii przez 3 dekady. W próbkach preparatu potwierdzono obecność białek, które prowadzą do zmian neurodegeneracyjnych wywołujących m.in. choroby otępienne, w tym m.in. właśnie Alzheimera.
Terapię zaczęto stosować na wyspach w latach 50. ubiegłego wieku, poddając jej blisko 2 tysiące osób. W 1985 roku zdecydowano się na zaprzestanie stosowania preparatu po tym, jak w niektórych jego partiach wykryto obecność prionów (zakaźnych białek). Preparat zastąpiono syntetycznym hormonem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Naukowcy przeanalizowali 8 przypadków Alzheimera
Naukowcy z University College London przeanalizowali przypadki 8 osób, które jako dzieci były leczone za pomocą preparatu skażonego prionami (oraz nasionami beta-amyloidu). Trzy z nich zmarły (najmłodszy w wieku 47, najstarszy w wieku 57 lat).
U pozostałej piątki potwierdzono objawy występowania wczesnej demencji.
Zwykle wczesna odmiana alzheimera jest powiązana z mutacjami genetycznymi, ale ponieważ tego nie stwierdzono, najbardziej prawdopodobną najczęstszą przyczyną jest leczenie hormonem wzrostu ze zwłok - przekazał dr James Galvin z dyrektor Comprehensive Center for Brain Health w Health na Uniwersytecie w Miami.
Dr Galvin zaznaczył, że sprawa wymaga dalszych badań. Główny autor badania, prof. John Collinge, uspokaja. Nie musimy się obawiać zakażenia Alzheimerem w normalnym kontakcie z chorymi.
We wszystkich wspomnianych przypadkach winna okazała się konkretna procedura medyczna.
Czytaj też: Hipochondria skraca życie. Nawet o kilka lat
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.