Wyniki badań przeprowadzonych przez amerykańskich naukowców potwierdziły, że ilość przesypianych godzin w ciągu doby może mieć związek ze śmiercią spowodowaną problemami kardiologicznymi.
Eksperci z USA dokonali analizy danych medycznych ponad 14 tys. pacjentów. Naukowcy obserwowali uczestników przez średnio 7,5 roku. Osoby biorące udział w badaniach miały średnio 46 lat. U 10 proc. z nich w historii odnotowano choroby serca lub związane z nimi powikłania. Podczas badania pod uwagę zostały wzięte przede wszystkim takie czynniki jak historia schorzeń związanych z układem krążenia i nawyki snu.
Badacze doszli do wniosku, że osoby przesypiające w nocy 6-7 godzin są mniej zagrożone przedwczesnym zgonem wywołanym przez zawał serca czy udar mózgu niż te śpiące krócej lub dłużej. Jak się okazuje, nieodpowiednia higiena snu w takim samym stopniu podnosi ryzyko rozwoju schorzeń sercowo-naczyniowych, jak niska aktywność fizyczna, palenie papierosów czy niewłaściwa dieta.
Sen rzadko kiedy jest brany jako czynnik chorób układu krążenia. Może to być jednak jeden z najłatwiejszych sposobów na obniżenie ryzyka. Z naszych danych wynika, że spanie od 6 do 7 godzin w nocy wiąże się z lepszą kondycją serca - powiedział dr Kartik Gupta ze szpitala Henry Ford w Detroit.
Jeden z głównych autorów badań podkreślił, że nie tylko ilość snu ma znaczenie, ale również jego jakość. Jak wyjaśnił dr Gupta samo leżenie w łóżku przez 6-7 godzin wcale nie zapewnia odpowiedniej higieny snu. Zdaniem eksperta na rozwój chorób układu sercowo-naczyniowego może wpływać także przerywany sen spowodowany bezdechem sennym. Naukowcy stwierdzili, że konieczne jest wykonanie bardziej szczegółowych badań, które potwierdzą dotychczasowe ustalenia.
Kamil Sikora, dziennikarz WP abcZdrowie