Vega to świeża kariera, od premiery pierwszego „Pitbulla”, jego fabularnego debiutu reżyserskiego minęło jedenaście lat. W tym czasie zrobił sześć filmów. Dwa świetne, trzy beznadziejne i jeden taki sobie. Te świetne to obie części Pitbulla, w tym debiutancka, która w czasach stypy dla polskiego kina była jak haust świeżego powietrza; beznadziejne to „Ciacho”, Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć” i „Last minute”, takie sobie to ”Służby specjalne”. Na czym polega fenomen tego reżysera? Lubi opowiadać brutalne historie, ma odwagę podejmowania ryzykownych decyzji i ma nosa do aktorów. To od jego filmów innym okiem spojrzałam na Marcina Dorocińskiego, Weronikę Rosati, Andrzeja Grabowskiego, Janusza Chabiora czy Olgę Bołądź.
Vega jest też dramatycznie nierównym reżyserem. Nie wiem, czy to wina producentów, którzy mieli swego czasu zbyt duży wpływ na decyzje obsadowe, energii z kosmosu czy słabych scenariuszy, ale czekanie na jego kolejny film grozi zawałem. Bo nigdy nie wiadomo, co pokaże i czy po wyjściu z kina będzie nam się chciało do niego wracać, czy kino, w ramach detoksu na szmirę, będziemy jednak omijać. Pamiętajmy o jednym - ten twórca ma na swoim koncie świetnego „Pitbulla” i żenujące „Ciacho”, spore spektrum reżyserskiej energii i skali talentu.
Twórca filmem „Pitbull, Nowe porządki” wysoko zawiesił poprzeczkę. To był Vega w dobrej reżyserskiej formie, w filmie było kilka objawień, w tym wybitna Maja Ostaszewska, urokliwy Tomasz Oświeciński i ładny Piotr Stramowski, uwagę zwracał udany powrót ikony kina gangsterskiego, czyli Bogusława Lindy, brutalny, realistycznie pokazany świat policji i gangsterów i co ważne, masa tekstów, które weszły do potocznego języka. Kanapka z ogórkiem już nigdy nie będzie taka sama… Dla młodej publiczności ów "Pitbull" był często pierwszym filmem Vegi obejrzanym w życiu. Dla wielu Vega stał się idolem gimbazy, której rodzice dają pieniądze na kino, nie pytając, dlaczego to nie poranek z kreskówką o zwierzątkach. Film był też hitem komercyjnym, pokazując, że umiemy znowu robić dobre kino dla każdego.
Teraz przyszedł czas na kobiety. Kobiety mafii i policjantki. Twarde, chropowate, z charakterem, niekoniecznie tylko z ładną pupą. Na plakacie widzimy twarze pięciu aktorek. Nie ukrywam, że do wczoraj na widok jednej z nich zalewała mnie krew. Bo jest ona śliczna, kochają ja kolorowe pisma kobiece i kolumny plotkarskie, ale talent? To coś, o co nie podejrzewałam Alicji Bachledy-Curuś. Jest wiele aktorek, na które tylko się patrzy i nie wymaga od nich wiele.
Przyznaję, myliłam się. Od pierwszej sekundy, kiedy pojawia się na ekranie w "Pitbullu", jest magnetyzm, magia i energia. Dobrze, że wróciła do Polski, bo może dostanie teraz więcej ról na skalę swojego talentu. Tak, talentu, nie mylę się, bo to, co pokazała w tym filmie, swoją odwagę, emocje, plastyczność wprost niebywałą na polskim rynku, zasługuje na więcej. Jej Drabina to dziewczyna gangstera wrobiona w morderstwo matki, trafia do więzienia, skąd wyciąga ją chłopak. Będą więc ucieczki, bójki, będzie ukochane dziecko, emocje, krew i wielka miłość i gdyby to zrobiła inna aktorka, byłaby to pewnie kolejna barwna acz zapomniana po chwili postać kobiety ze świata mroku w kinie. Ona sobie jednak tę postać wymyśliła perfekcyjnie. Jak chodzi, jak rusza biodrami, z jaką energią pcha wózek, jak się patrzy oraz jak drga jej z emocji warga.
To postać kompletna. Fantastycznie zagrana, różnorodna emocjonalnie i prawdziwa. Bachleda po tym filmie jest Aktorką, a nie tylko okładkowym wieszakiem na modne sukienki. Pokazuje, że niczego się nie boi; jest w jednej chwili wzruszająca, jak w świetnej scenie rozmowy z chłopakiem przez telefon czy scenie w sądzie, by po sekundzie zmienić się w bezwzględnego anioła krwawej zemsty, podrzynającego jednym zdecydowanym ruchem gardło swej ofierze… Odwołuję to, co myślałam i mówiłam głośno o Alicji. Myliłam się, trzeba mi było tego "Pitbulla", ryzyka podjętego przez Vegę i jej odwagi i talentu, bym zamarzyła o tym, by Bachleda dostawała teraz w Polsce role na miarę jej, nie boję się tego powiedzieć, spektakularnego talentu i rzadko spotykanej wśród aktorek odwagi. Obym się doczekała.
Obok niej na plakacie jest ktoś, o kogo nie boję się nigdy. Nie ma w polskim kinie tak idealnego połączenia seksapilu, zmysłowości i drapieżności, a kiedy trzeba chłodu i wyrachowania jak w przypadku Joanny Kulig. Mogłaby zostać okładkowym kociakiem z takimi warunkami, jakie dała jej natura, ale ona, co rzadkość, nie tylko wśród aktorek, ma inteligencję, wyobraźnię i myśli, więc walory zakrywa. To robi się jednak łatwiej, gdy ma się do dyspozycji TAKI talent jak Kulig właśnie. Jej Zuza to postać wieloznaczna. Pani architekt na skutek osobistych rewolucji związanych z nieokreśloną seksualnością jej męża (brawo za aktualny wątek, przemilczany w polskim kinie!) postanawia wziąć życie w swoje ręce i zarabiać co prawda mniej, ale przejąć kontrolę nad swoim losem. I wymierzać sprawiedliwość w policji.
*Kulig to petarda. *Wiarygodna w każdej scenie, ciągnie za sobą widza, który wkurza się, zakochuje i mści razem z nią. To trudna rola, bo trzeba było pokazać kogoś nietuzinkowego, kto stoi na granicy prawa, nad kim przez chwilę erotycznego uniesienia emocje zwyciężają nad zawodowstwem, kto jest wybitnie inteligentny i analityczny, ale przegrywa z pożądaniem i… miłością do zwierząt. Zemsta w tym filmie ma jej twarz i łagodne acz analityczne i chłodne spojrzenie. Takie kobiety zmieniają świat i wzbudzają respekt, bo największą tajemnicę noszą w sobie byłe harcerki, dobre i grzeczne uczennice, które w jednej chwili zmieniają się w krwawy tajfun…
Tych dwóch ról nie byłoby, gdyby nie mężczyzna, który obie panie połączył. Aktorstwo to taki zawód, w którym trzeba mieć ego wielkości stadionu, ale i ucho na partnera, z którym się gra. Pewną pokorę, która w połączeniu z talentem, pozwala zrobić trójkąt idealny, jak tutaj. Dwie kobiety i on. Oto Cukier, czyli Sebastian Fabijański, w którym pobrzmiewa echo wszystkich mrocznym outsiderów kina, tajemniczych i emocjonalnych egoistów walczących według swoich zasad. Od czasów Franza Maurera i Despera nie było w polskim kinie akcji tak wyrazistej roli. Z jednej strony niby to łatwe - wysportowany acz wysuszony cukrzycą koleżka na motorze, który, jak trzeba to i w mordę da, zabije, a potem zacytuje Schopenhauera. Zamaskowany, patrzący spode łba, cedzący każde słowo, o amplitudzie nastrojów tyleż fascynującej co wzbudzającej przerażenie. Rasowy psychopata, szaleńczo zakochany w swojej kobiecie, gotów dla niej na wszystko; do tego stylowy gangster kochający syna, zwierzątka i dobre samochody… łatwe, prawda? Wszak widzieliśmy to tyle razy. Otóż nie. To kolejna, po Alicji i Joannie, postać doskonale przepracowana w najdrobniejszym szczególe, a przez to tak autentyczna i fascynująca, bez szarży, nachalności, wyważona.
Ktoś tu się mocno wkręcił w robotę, a efekt naprawdę powala. Każde spojrzenie, najdrobniejszy gest ciała czy parsknięcie jest tutaj po coś. I to jest mocne. Ciągnie widza za sobą jak po sznurku, do samego brutalnego końca. Ma w sobie echa przełomowych, pierwszych mocnych męskich ról Olbrychskiego, Lindy czy Dorocińskiego. Jeśli Fabijański niesiony teraz sukcesem nie zwariuje, nie stanie się okładkowym celebrytą pokazującym wyćwiczoną klatę, bo warunki na to ma i będzie dostawał role na miarę talentu, który godny jest ogromnych wyzwań, narodziła się gwiazda na miarę największych. Narodził się Aktor a nie kolejny ładny pajac z okładek. Oby polskie kino było na niego gotowe.
*A reszta? *Doskonała Cielecka, która po raz kolejny po „Zjednoczonych stanach miłości” zostawia mnie w kinie kompletnie oniemiałą i niezaspokojoną. Jest teraz w genialnym momencie jako aktorka i kobieta, gotowa na nowe wyzwania, które podejmuje z szaleńczą łatwością. Świetna jest Dereszowska, po raz pierwszy nie jest tylko seksowna do bólu, ma osobowość, siłę i spryt a jej perfidna postać broni się tylko dzięki niej. Bardzo dobry jest Żmijewski, który schodzi czasem z planu „Ojca Mateusza” i przypomina, jak doskonałym aktorem jest, jaki ma wachlarz możliwości i jak cudowny jest dla widza, gdy staje się zimnym sukinsynem…
*A kto zawodzi? *Będę brutalna i powiem, że pewniaki. Gwiazdy poprzedniej części, tutaj ustawione w pozycji tych, na widok których widzom gęba się radośnie zaśmieje. I jeśli patrząc po raz pierwszy na Oświecińskiego można się roześmiać, słuchając jego powiedzonek, to kiedy po raz kolejny pojawia się na ekranie, czuję się jak na nagrywaniu programu rozrywkowego, w którym za kulisami lata ktoś z transparentem z napisem „a teraz śmiech” i myślę, że każdy urok ma swoje granice. Nawet Duet Stramowski i Ostaszewska, odkrycie pierwszej części, tutaj wypada blado. I jeśli wiem, że aktorka o gigantycznym talencie i instynkcie aktorskim Mai Ostaszewskiej poradzi sobie zawsze i w każdym filmie, nawet po raz kolejny grając zakupoholiczkę-idiotkę na zbyt wysokich obcasach, to jeśli chodzi o Stramowskiego, mam wątpliwości. Jego role w innych produkcjach pokazują że jest niewolnikiem Majamiego, że ma bardzo wąski zakres aktorskich możliwości, a biceps czy zgrabny irokez już nie wystarczą. No chyba, że chce być dożywotnio Majamim tylko, jak Klossem był Mikulski. Stramowski po "Pitbullu" stał się pierwszoligowym celebrytą, pokazującym pośladki w gazecie i opowiadającym o życiu oraz robieniu brzuszków. A role? Czas leci, nie da się całego życia spędzić z fantazyjną fryzurą na głowie. Tutaj zawodzi i gdyby nie ciągnąca go za sobą z wprawą profesjonalistki, która gdy trzeba to genialnie zagra i w towarzystwie betonowego klocka, Ostaszewska byłby nie do zniesienia. Bo ten film, tego Majamiego to my już widzieliśmy i za dobrze już go znamy…
To będzie hit. To, mimo wielu uwag, jest najlepszy jak dotąd film Patryka Vegi. Wreszcie jest spójna historia, a nie zgrabne skecze rodem z kina akcji, mocna muzyka i widowiskowe ujęcia z góry maskujące koszmarne scenariuszowe mielizny, wszystko upstrzone rekordową ilością słów na „k”. Są świetne, zapadające w pamięć i serce role, jest humor i dramat, jest to, co tygrysy kochają najbardziej - porządna rozrywka. Tylko piosenka mogłaby być inna, wolałabym coś na miarę Katarzyny Nosowskiej ze słynnych „Gier ulicznych”. Ten film, ta piękna, mocna historia o miłości i zemście, zagrana tak wyśmienicie przez trójkę głównych bohaterów, zasługuje na więcej niż seksowną Dodę, która zgrabnie wygina się w polu…
Tak, to będzie wielki hit. Ale znając Vegę, ze strachem myślę o części kolejnej, która ma powstać. Poprzeczka jest coraz wyżej. Oczekiwania rosną. Łatwo jest upaść…
Karolina Korwin Piotrowska specjalnie dla o2
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.