Losem psa wstrząśnięci są przede wszystkim wolontariusze. Nie mogą uwierzyć, że para młodych ludzi, która adaptowała Piasta ze Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Sopocie, niedługo później zaprowadziła go do weterynarza w Rumii i uśpiła.
Odpowiedzialnym za śmierć Piasta życzę jedynie, aby, czy chcą, czy nie chcą, pełne wyrzutu i bólu oczy tego psa prześladowały ich do końca życia, pojawiały się w snach i odbierały spokojny sen - napisał cytowany przez "Dziennik Bałtycki" jeden z internautów na stronie internetowej schroniska.
Piast był dużym czarnym psem, który do schroniska trafił z ulicy. Najprawdopodobniej wcześniej pilnował budowy i przebywał na łańcuchu. W sopockiej placówce przebywał wiele lat i nikt nie chciał go adoptować. Kiedy pojawiła się młoda para, wolontariusze bardzo się ucieszyli. Niestety wkrótce zaczęły docierać do nich niepokojące informacje.
Nowi właściciele psa byli przestraszeni zachowaniem zwierzęcia. Zdarzały mu się agresywne zachowania, warczenie i łapanie za nogawkę. Kiedy ugryzł właściciela, został zawieziony do Rumii na obserwację. Do tej jednak nie doszło. Weterynarz przekonał właścicieli, że nie warto go resocjalizować. Piast został uśpiony.
Ten pies miał prawo żyć. Jeśli nowi opiekunowie nie mogli sobie z nim poradzić, mogli go do nas zwrócić. Zażądałem wyjaśnień od weterynarza i właścicieli. Nie wykluczam skierowania sprawy do sądu na podstawie przepisów ustawy o ochronie zwierząt - powiedział "Dziennikowi Zachodniemu" Andrzej Jachacy, kierownik schroniska.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.