Rzecznik praw obywatelskich zapowiada "surowe kary" dla odwiedzających miasto. Arre Zuurmond twierdzi, że odpowiedzialni za sytuację są przede wszystkim Anglicy i Holendrzy z innych części kraju, którzy do Amsterdamu przyjeżdżają na wieczory kawalerskie lub do pubów - podaje "Daily Mail". Wśród ich wybryków wymienia bójki, nielegalne wyścigi samochodowe i rowerowe oraz jawny handel narkotykami na ulicach.
Amsterdam nocą staje się miejską dżunglą. Przestępczość kwitnie, a władze i policja nie dają już sobie rady - mówi.
Ostatnio na Leidseplein w centrum miasta zamontowano trzy kamery. Urzędnicy nie mogli uwierzyć w to, co zobaczyli w barach i klubach zlokalizowanych przy placu. Jednej nocy naliczyli 900 przestępstw, z których zdecydowana większość miała miejsce między 2 a 4 nad ranem.
Chodnikami jeżdżą skutery. Cały czas ktoś krzyczy. Kupuje się narkotyki. Dochodzi do kradzieży. Ludzie oddają mocz, a nawet kał na ulicach - relacjonuje Zuurmond.
Rzecznik przeprowadził się nawet serca miasta, by zobaczyć wszystko na własne oczy. Jak twierdzi, ulicami jeździ 2 tys. nielegalnych taksówek, a czarny rynek przeżywa rozkwit. Dzielnica czerwonych latarni wieczorami jest "tak zatłoczona, że sytuacja stałaby się groźna w razie pożaru lub na przykład zawału serca, ponieważ służbom ratunkowym nie udałoby się dotrzeć na miejsce".
Zuurmond sugeruje wprowadzenie tego samego rozwiązania, jakie zastosowano w Nowym Jorku. 20 lat temu, gdy przestępczość wymknęła się spod kontroli, tamtejsze służby zajęły się jej ogniskami, koncentrując się na jednym miejscu jednocześnie. Rzecznik proponuje, by w przypadku Amsterdamu zacząć od Leidseplein.
_Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.