Wszystko zaczęło się kilka miesięcy wcześniej. Aucant żebrał koło piekarni w małym miasteczku Dole we Francji, kiedy piekarz wyszedł do niego i zaproponował mu kawę i rogalika. Po tym geście dobroci bezdomny codziennie odwiedzał 62-latka, tylko po to, żeby porozmawiać z nim przez chwilę.
W grudniu 2015 roku Flamant wypiekał chleb, kiedy poczuł się senny i padł nieprzytomny. Okazało się, że instalacja pieca była nieszczelna i do pomieszczenia przedostawał się tlenek węgla. 62-latek miał dużo szczęścia, bo właśnie wtedy w pobliżu piekarni przechodził Aucant. Bezdomny wyciągnął go na świeże powietrze i wezwał służby ratunkowe.
Strażacy powiedzieli mi, że gdyby pomoc nadeszła 15 minut później, to pewnie już bym nie żył - według HuffingtonPost miał powiedzieć Flamant.
Po wyjściu ze szpitala Flamant zaproponował bezdomnemu pracę. Na początku była to pomoc w niepełnym wymiarze godzin. Kilka dni później 62-letni piekarz był już pewien, że znalazł swojego następcę. Od dwóch lat szukał kogoś, komu mógłby przekazać swoją ukochaną piekarnię. Jego trzy córki nie były zainteresowane. Flamant zaproponował bezdomnemu, że sprzeda mu piekarnię za symboliczną kwotę 1 euro.
Jérôme zasługuje na szansę na nowe życie - przyznał Flamant.
Aucant nie potrafił ukryć wzruszenia. Powiedział, że jest bardzo wdzięczny i wykorzysta nową szansę.
Michel dał mi wielki dar. Teraz nie mogę go zawieść - powiedział Aucant.
Zobacz także:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.