Kapłan był rażony przez pioruny aż trzykrotnie. Na Giewont ksiądz Jerzy Kozłowski udał się wraz z wiernymi z Dzierżoniowa. Pierwsza błyskawica uderzyła duchownego w plecy, poważnie go raniąc.
Upadłem na ziemię. Nie pamiętam, jak długo leżałem. Gdy się ocknąłem, zobaczyłem wokół poranionych ludzi – opowiada ksiądz Jerzy Kozłowski.
Duchowny ruszył na pomoc rannym turystom. Pomimo licznych poparzeń, jakich sam doznał, 31-letni mężczyzna zamiast szukać pomocy, postanowił działać. Podchodził do ludzi i błogosławił ich, odpuszczając im grzechy i wspólnie się modląc. Wtedy uderzyły go kolejne dwa pioruny.
Ten był lżejszy, więc szybko doszedłem do siebie – mówi Kozłowski o drugiej błyskawicy w rozmowie z "Super Expressem".
Wreszcie nadeszła pomoc. Księdza z Dzierżoniowa i pozostałych rannych z Giewontu zabrały służby ratunkowe, które dotarły w Tatry. Obecnie duchowny leży w szpitalu w Zakopanem, gdzie odwiedzili go już jego znajomi księża z parafii.
Podczas burzy w Tatrach zginęły 4 osoby. Ponad 100 innych turystów, którzy wspinali się na Giewont 22 sierpnia zostało rannych. Obrażenia ponieśli też ludzie przebywający na Czerwonych Wierchach oraz w słowackich Tatrach Zachodnich.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.