Przewożący wycieczkę z aparatami fotograficznymi helikopter spadł do East River. To cieśnina oddzielająca nowojorskie dzielnice Long Island od Manhattanu i Bronxu. W najlepszym stanie jest pilot, który zdołał samodzielnie uwolnić się po katastrofie i został wyłowiony z wody przez łódź strażacką. Pasażerowie zostali uwięzieni i trzeba było ich wycinać z tonącego wraku.
Do szpitala przewieziono w stanie krytycznym trzy osoby, niestety nie przeżyły. Dwie kolejne zmarły na miejscu - donosi NBC New York.
Wypadek miał miejsce tuż po godz. 19 miejscowego czasu. Kilkadziesiąt osób widziało i zgłosiło wypadek na numer alarmowy policji. Sam pilot rozbitego śmigłowca wezwał pomocy tuż przed uderzeniem w wodę. Zdołał przekazać, że spada do East River po awarii silnika.
Na miejsce wysłano oddział ratunkowy nurków. Wydobywali oni rannych i ciała zabitych z wody o temperaturze nieco ponad 4 stopni Celsjusza - dodaje serwis.
Rozbita maszyna należała do firmy Liberty Helicopter Tours. Lot w niedzielne popołudnie nad Nowym Jorkiem miał zapewnić turystom niezwykłe przeżycia i możliwość m.in. robienia zdjęć zachodu słońca nad budynkami. Przed startem pasażerowie oglądają zawsze wideo instruujące ich, jak np. uwolnić się z pasów bezpieczeństwa w wypadku katastrofy.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.