- Powinni wszystkie dziki w tym lesie wystrzelać! – podnosi głos starsza pani w chuście.
Mieszkańcy podkrakowskiego Radziszowa mają problem, bo zwierzyna wychodzi na ulice i rozkopuje uprawy. A gdzie w tym wszystkim miłość do braci mniejszych i akcja ochrony dzików tak rozpowszechniona w mediach społecznościowych? – Prawda zawsze leży pośrodku – tłumaczy prezes koła łowieckiego „Szarak” Kraków Kazimierz Kaczmarczyk.
Las Bronaczowa. Rozległy teren między popularną „Zakopianką” a rzeką Skawinką. Prowadzi przez niego kilka szlaków turystycznych. Przed godziną 7. nie ma tutaj żywej duszy. Cichy śpiew ptaków, trzask łamiących się od świeżego śniegu gałęzi. Dopiero po dłuższym czasie mija mnie mężczyzna uprawiający jogging.
– Od półtorej godziny nikogo nie widziałem. Zresztą trwa wyrąb drzew, więc teraz do lasu nie powinno się wchodzić – przypomina. Jednak ani drwali ani ciągników nie widać. Można dostrzec ślady po dużych oponach, ale wyżłobienia dawno przysypał biały puch.
W piątek było tutaj jednak znacznie głośniej...
Trochę prawda, trochę nie
O polowaniu w Lesie Bronaczowa nieopodal Skawiny poinformowała Karolina Korwin-Piotrowska.
- Właśnie dostałam. Małopolska, las Bronaczowa, nadleśnictwo Myślenice. Już są samochody na niemieckich rejestracjach. Biznes się zaczął kręcić. Przysyłajcie mi zdjęcia. To trzeba pokazać. Tego nie można ukryć ot tak. Obraz mówi więcej niż wszelkie petycje. Obraz może zmienić wszystko – napisała na Instagramie dziennikarka załączając zdjęcie tabliczki z napisem „Uwaga polowanie”.
– Polowanie było organizowane w piątek, ale to rutynowe czynności, niezwiązane z wirusem ASF. Chodziło zresztą nie tylko o dziki, ale też inną zwierzynę – podkreśla Artur Dudzik, podleśniczy z Radziszowa.
Prezes koła łowieckiego „Szarak” Kraków Kazimierz Kaczmarczyk dodaje, że w całym regionie, polowania odbywały się od listopada do stycznia. Miało ich być osiem, ale ostatecznie zrealizowano pięć. W samym Lesie Bronaczowa – trzy.
W polowaniu brali udział wyłącznie Polacy. Auto na niemieckich rejestracjach mogło wynikać z tego, jak twierdzi prezes, że jeden z myśliwych mieszka i pracuje w Niemczech.
Ale "internety" swoje "wiedzo". - Każdy głos sprzeciwiający się śmierci zwierząt to dobry i ważny głos – napisała internautka pod wpisem Korwin-Piotrowskiej. - A żeby tam sami sobie wystrzelali zamiast zwierząt, ja im życzę tego szczerze z całego serca – rzuca się w oczy inny wpis.
Inne zdanie na ten temat mają mieszkańcy Radziszowa...
Wystrzelać wszystkie!
Starsza pani z chęcią pokazuje drogę do leśniczego. Wymienia jeszcze parę osób, które we wsi zajmują się polowaniem. Na pytanie o to, co sądzi o odstrzałach wyraźnie się ożywia. - Powinni wszystkie dziki w tym lesie wystrzelać. Nie da się kartofli zasadzić, ryją nam na polach – grzmi mieszkanka Radziszowa. - Podchodzą nawet pod okna domów! – dodaje młoda kobieta przysłuchująca się rozmowie.
Wchodzę do sklepu motoryzacyjnego. Jedyny taki punkt we wsi. Pytam o polowanie i dziki.
– Ja się tym w ogóle nie zajmuję, ale często przychodzą do mnie klienci i proszą o narzędzia, którymi mogliby jakoś naprawić uszkodzenia po zderzeniach ze zwierzyną. Sam byłem świadkiem, jak niedawno obok sklepu samochód uderzył w przechodzącego drogą dzika. Zwierzyna wychodzi z lasu i pije wodę ze Skawinki, a żeby to zrobić, musi przejść przez ulicę – tłumaczy sprzedawca.
- Jechałem z normalną prędkością, kiedy nagle przed maskę wybiegł dzik. Nie miałem żadnych szans. Zderzak zniszczony, a dzik, jak gdyby nigdy nic, pobiegł dalej. Strach pomyśleć, co by było, gdybym jechał szybciej. Zadzwoniłem na policję, ale tam dyżurny powiedział, że odszkodowanie mógłbym dostać co najwyżej od koła łowieckiego. Szybko wyobraziłem sobie, jak długo potrwają wszystkie procedury i zrezygnowałem ze zgłaszania sprawy – machnął ręką mężczyzna z bmw.
Okazuje się, że częściową winę za taki stan rzeczy ponosimy... my wszyscy. Przynajmniej tak twierdzi prezes Kaczmarczyk. Myśliwy.
Prawda leży pośrodku
- Zabudowa wokół lasu jest chaotyczna. Nowe domostwa powstają zaraz obok obszarów zalesionych - tłumaczy.
- Zwierzyna ma coraz mniej miejsca. Las Bronaczowa jest stosunkowo niewielki. Nie tylko dziki, ale też sarny, jelenie, lisy czy tchórze, zwyczajnie nie mają się gdzie podziać. Proszę porównać plan terenu sprzed dziesięciu lat do obecnego. Ludzie stopniowo zasiedlają miejsca, które jeszcze niedawno były naturalnym obszarem występowania dzikiej zwierzyny. Jakby tego było mało, niektórzy dokarmiają zwierzęta. Po skoszeniu trawy, słomę i inne odpadki zostawiają na polu czy łące. To idealne pożywienie dla dzika, którzy skuszony łatwą zdobyczą wychodzi z lasu w kierunku domostw – wyjaśnia Kaczmarczyk.
Myśliwy zaznacza, że coraz częściej dostaje telefony z podkrakowskich osiedli, na których pożywienia szukają kuny i lisy. Zwierzęta przyzwyczajają się do ludzi i są coraz śmielsze.
O akcji ratowania dzików, popularnej w mediach społecznościowych, mówi wprost: - Prawda zawsze leży pośrodku. Polityka mnie nie interesuje. Jestem nie tylko prezesem koła łowieckiego, ale też przyrodnikiem.
- Nigdy nie powiem, żeby wystrzelać wszystkie dziki albo totalnie zminimalizować ich liczbę. Zwierzyna w lasach przyczynia się m.in. do eliminacji pędraków. Gdyby nie dziki, mielibyśmy olbrzymi problem z insektami. Jednak przyrost populacji dzików w sezonie sięga 200 procent. Wystarczyłoby przez półtora roku nie organizować polowań, aby wszyscy zobaczyli, czym by się to skończyło. Trzeba tak organizować nasz ekosystem, aby wszystkim było w nim dobrze, zarówno dzikim zwierzętom jak i ludziom – podsumowuje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.