Dziewczynka nie miała żadnych szans na przeżycie. Mężczyzna zabrał ją samochodem na most im. Dicka Misenera, a następnie wysiadł z samochodu i wyciągnął ją z tylnego siedzenia. Jonchuck przekroczył barierki ochronne i zrzucił dziewczynkę wprost w głąb rzeki. Dziecko przeżyło wprawdzie sam upadek z wysokości prawie 20 metrów, jednak - jak wykazała sekcja zwłok - zmarło po chwili na skutek hipotermii.
Mężczyzna leczył się psychiatrycznie. Zażywał m.in. leki psychotropowe. Jego obrońcy twierdzili podczas procesu, że w momencie popełnienia czynu był niepoczytalny i nie wiedział, co robi. Miał słyszeć głosy w głowie oraz twierdzić, że jego córka jest opętana, a on sam uosabia Boga - podaje portal tambabay.com.
Sąd skazał go na dożywotnią karę pozbawienia wolności. Ława przysięgłych nie przychyliła się do prowadzonej przez 4 tygodnie linii obrony adwokatów Jonchucka i wydała werdykt w niecałe 6 godzin. Mężczyznę skazano za morderstwo pierwszego stopnia.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.