MORD W TRÓJMIEJSKIEJ AGENCJI TOWARZYSKIEJ
Najgłośniejsza i do dziś niewyjaśniona gangsterska egzekucja w Trójmieście to zabójstwo Nikodema Skotarczaka. Wiosną 1998 roku nieznany morderca zastrzelił go w gdyńskiej agencji towarzyskiej Las Vegas.
"Nikoś" jeszcze za życia został legendą polskiej mafii. Był niewątpliwie pierwszym polskim gangsterem, który stał się celebrytą. Trójmiejski gangster, bramkarz i waluciarz, król złodziei samochodowych, przyjaciel polityków i artystów.
Nikodem Skotarczak "Nikoś" chciał być bogaty, znany, lubiany oraz popularny. I właściwie to wszystko mu się udało. Jednak historia jego życia była krótka i pozbawiona happy endu. Opisałem ją w książce "Bandyci i celebryci".
Ulubioną maksymą życiową "Nikosia” było powiedzenie:
"Lepiej żyć rok jak tygrys niż sto lat jak żółw".
Na pewno udało mu się to osiągnąć. Jednak do dziś nie wyjaśniono, kto przerwał barwne życie legendarnego trójmiejskiego gangstera. Próbuję dotrzeć do prawdy.
Kłopoty Nikodema Skotarczaka zaczęły się, gdy w kwietniu 1996 roku po dwuletniej odsiadce w Mediolanie do Polski powrócił Wiesław K. zwany "Schwarzeneggerem" lub krócej – "Arnoldem". Ten dawny goryl "Nikosia" kreował się na bossa. Miał posłuch wśród młodych przestępców, kontakty z włoską mafią oraz Kolumbijczykami. A co najważniejsze, wsparcie "Pruszkowa".
W tej sytuacji musiało dojść do konfliktu z Nikodemem. Gdyby ten ugiął się przed "Arnoldem", to oznaczałoby utratę pozycji w trójmiejskim półświatku.
"Arnold" zginął z rąk płatnego mordercy 18 maja 1997 roku. Choć o tę zbrodnię oskarżono Siergieja S. z "klubu płatnych zabójców", to nikt nigdy nie został za nią skazany. Wiadomo, że z Siergiejem kontaktował się Daniel Z. "Zachar" – gdański bandzior lojalny wobec "Nikosia".
Wkrótce potem Nikodem Skotarczak wplątał się w krwawą wojnę gangów na zachodniej granicy, której skutkiem było piętnaście ofiar śmiertelnych, sześciu rannych i dwie zaginione. Większość z zabitych miała zaledwie po osiemnaście – dwadzieścia lat. Chcieli być tacy jak ich idol "Nikoś”. Poszło o wpływy z przemytu spirytusu, w który Skotarczak inwestował od wielu lat.
W restauracji Marco Polo 23 kwietnia 1998 roku obchodzono imieniny Wojciecha K. "Kury”. Nikodem z żoną Edytą byli gośćmi. Po całonocnej libacji odpoczywali w gdyńskiej agencji towarzyskiej Las Vegas.
W tym czasie w klubie był jeszcze gdyński gangster "Cwejk", kilka prostytutek i sprzątaczka. Po jakimś czasie przyszedł również barman. Około godziny 9 do burdelu przyjechali też ochroniarze "Nikosia". Dziwnym zbiegiem okoliczności tuż przed zabójstwem wszyscy ci ludzie zniknęli z Las Vegas.
Dochodziło południe 24 kwietnia. W lokalu zostali tylko "Nikoś" i "Kura" z żonami. Czekali na śniadanie, gdy do ich salki weszło dwóch zamaskowanych mężczyzn. Jeden z nich powiedział: "dzień dobry", a drugi oddał do Nikodema sześć strzałów z tetetki. Zabójca trafił go w brzuch i głowę. Jedna z kul ugodziła siedzącego obok "Kurę", roztrzaskując mu kolano.
Kobiety zdołały schować się pod stół. Bandyci doskonale znali rozkład lokalu. Ochrona Nikodema zniknęła przed przyjściem morderców. Ulotnił się także barman.
Ponoć kilka tygodni przed śmiercią "Nikoś" wiedział, że jest na niego wydany wyrok. Ostrzegł go "Masa”.
"Widziałem go kilka dni przed jego śmiercią, jechał zawinąć jakiegoś biznesmena z Tomaszowa Mazowieckiego. Spotkaliśmy się na parkingu przed sklepem w okolicach Siewierza. Wypiliśmy po jakiejś oranżadzie. Ja go wtedy ostrzegałem: Uważaj, bo już na ciebie zlecenie wyszło".
Nikodem Skotraczak co prawda kupił sobie kuloodporną kamizelkę. Ale w niczym mu to nie pomogło.
Po śmierci "Nikoś" też miał problemy. Tym razem z pochówkiem, ponieważ proboszcz parafii w Gdańsku Jelitkowie odmówił udziału w jego pogrzebie. Pochowano go jednak po katolicku. A to dzięki interwencji samego arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego. Co więcej, mszę żałobną odprawiono w oliwskiej katedrze.
"Nikoś", legenda polskiej mafii, spoczął w wielkim grobowcu z czarnego granitu na gdańskim Srebrzysku. Na pogrzebie pojawili się mafiosi z całej Polski. Być może nawet zleceniodawcy zabójstwa. Cmentarz obstawiony był też tajniakami.
Dlaczego "Nikoś" musiał zginąć? Teorii jest wiele i można by je snuć tygodniami.
Mówiło się, że odstrzelił go "Pruszków" w ramach wojny z "Wariatem" i "Dziadem", którym Nikodem sprzyjał. Pojawiła się wersja, że za zamachem stoi Janusz T. ps. "Krakowiak", gangster ze Śląska. Ponoć "Nikoś" próbował przejąć rynek narkotyków na terenie Katowic. Zlecenie miał też wydać "Jędrzej" – jeden z bossów łódzkiej ośmiornicy.
Była także teoria, że za zabójstwem mógł stać jego dawny żołnierz "Zachar", który rzekomo chciał przejąć władzę w Trójmieście. Co nawet na krótko mu się to udało, ale został zamordowany w lipcu 2009 roku.
Pojawiają się również hipotezy o zasięgu międzynarodowym.
"Rosjanie zemścili się na tych, którzy nie chcieli się im podporządkować. Jednym z nich był Nikodem S., kierujący przestępczym podziemiem w Trójmieście. Rezydenci Sołncewa w Polsce przemycali 150 kilogramów kokainy z Kartageny w Kolumbii do Gdańska".
"Kokaina była umieszczona w drewnianych nóżkach palet. Gdańska policja zatrzymała przesyłkę, zanim dotarła do odbiorcy – czeskiej firmy Racio Impex. Wkrótce potem kokaina została komisyjnie spalona. W rzeczywistości przejął ją Nikoś, który wysłał anonim do policji, a później dzięki swym wtyczkom w komendzie wojewódzkiej wywiózł towar z depozytu. Spalona została glukoza. Rosjanie jednak też mieli swoje wtyczki w policji i poznali prawdę. Nikoś musiał zginąć. Zastrzelił go wynajęty przez Sołncewa Siergiej Sienkiv, płatny morderca, były żołnierz specnazu (…)" – snuli swoją teorię we "Wprost" Ewa Ornacka i Wojciech Sumliński.
Przeczytaj też:
"Gad", czyli nowa książka Pawła Kapusty [FRAGMENT]
Pedofilia księży w książce "Hipokryzja" [FRAGMENT]
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.