Przed chwilą skończyłeś trening z Robertem Złotkowskim. Długo razem trenujecie?
Na stałe – od mniej więcej trzech lat, czyli od momentu podjęcia przeze mnie decyzji o powrocie do MMA. Nie było mnie w klatkach prawie siedem lat.
Jak długo się znacie?
Kilkanaście lat i w tym czasie też kilkukrotnie trenowaliśmy razem. Także to jest taka bardzo bliska relacja. Dogadujemy się absolutnie na każdej płaszczyźnie rewelacyjnie, spokojnie mogę nazwać Roberta przyjacielem.
A czy ten Wasz dzisiejszy trening, pierwszy po wakacjach, to wstęp do Twoich przygotowań do kolejnej walki?
Czerwiec i lipiec to były miesiące, kiedy odpoczywałem i bardzo hedonistycznie podchodziłem do życia. Nie oszczędzałem się specjalnie. Lubię zjeść pizzę, dobry makaron, sushi do "odcinki" i popić to dobrym piwkiem lub mocnym burbonem. W ten sposób odpoczywam.
Na razie jeszcze nie myślę o walce, nie mam potwierdzonego terminu, chciałbym się bić na koniec roku. Oczywiście wszystko zależy od decyzji szefostwa KSW – czy będą widzieli mnie na karcie czy nie. A trenuję, bo muszę.
Po 20 latach w sportach walki to jest uzależnienie. Jak nie zrobię treningu przez dwa dni z rzędu, to mam moralniaka. Muszę wtedy chociaż pół godziny pobiegać, bo inaczej mnie nosi. A jak mnie nosi, to zaraz dziwne pomysły wpadają mi do głowy.
Jakie?
Nie, kurczę… No nie wiem… (śmiech)
No już, mów.
Spontanicznie potrafię wsiąść na motocykl i wrócić za trzy dni. Nadrabiam kontakty towarzyskie w całej Polsce. Mam czasami takie odpały (śmiech). Ja też sobie narzuciłem dużo obowiązków zawodowych, plus obowiązki względem mojego dziecka, plus partnerka…
Czasami więc brakuje mi chwili tylko dla siebie.
Porozmawiajmy o Twojej ostatniej walce podczas KSW48 w Lublinie. Dlaczego zdecydowałeś się na powrót?
To jest ciężko wytłumaczalne. Adrenalina, której ciągle poszukuję. Zawsze taki byłem, zawsze rywalizowałem.
Lubisz przekraczać granice?
Uprawiając sporty walki, już przekraczasz granice. A teraz mogą nimi być kolejni rywale, którzy będą ode mnie lepsi na papierze.
Jakie emocje Ci towarzyszą, kiedy wchodzisz do klatki?
Ekscytacja. Trochę strach. I wizualizacja końcowego sukcesu. Nokautowanie przeciwnika, jakkolwiek to brzmi sadystycznie, kopanie go w głowę albo uderzanie pięścią i patrzenie jak osuwa się na matę nieprzytomny, to jest taki orgazm razy tysiąc dla zawodnika sportów walki.
To są właśnie te emocje, których poszukujemy. W ostatnich walkach nie udało mi się znokautować rywali, więc cały czas jest we mnie ten głód. Może jak wygram kolejną przez jakiś spektakularny nokaut, to poczuję się już spełniony.
Kochasz ten sport.
Kocham. Nie wyobrażam sobie życia bez MMA.
A byłbyś w stanie zrezygnować z niego, gdyby ktoś Cię o to poprosił?
Moi bliscy nigdy o nic takiego by mnie nie poprosili. Nigdy nie kazaliby mi wybierać, bo wiedzą, czym dla mnie jest sport, czym dla mnie jest walka.
Nie boją się o Ciebie?
Boją się.
A Ty wychodząc do klatki nie myślisz o bliskich?
Nie. Chcę tylko, aby byli ze mnie dumni. Żeby moja córeczka była ze mnie dumna, bo wróciłem w dużej mierze dla niej. Gdy kończyłem karierę, miała rok i nie pamięta mnie jako zawodnika. A wolałbym, aby moje dziecko pamiętało mnie nie tylko jako komentatora sportowego Polsatu czy spikera Legii, ale jako fightera, który od 20 lat się tłucze. Więc jest w tym trochę takiej próżności.
Ze swoją córką Julką masz bardzo dobry kontakt. Wydaje mi się, że jesteś dla niej bardziej starszym bratem niż ojcem.
Jest coś takiego (śmiech). Myślę, że to jest fajne. Nie przekraczamy oczywiście pewnej granicy. To ja z dwojga rodziców jestem tym "ciałem wykonawczym”, jeżeli trzeba zastosować jakąś karę.
Jesteś konsekwentny w wychowywaniu?
Nie, w ogóle. (śmiech)
Owinęła sobie Ciebie wokół palca.
No, kurczę – córeczka tatusia! Zawsze chciałem mieć córeczkę.
Zrobiłbyś dla niej wszystko?
Tak, to jest najważniejsza dla mnie osoba na świecie. I cieszę się, że mamy taki fajny kontakt. Ustalmy też, że ja nie wyglądam jak typowy 38-latek. Jestem wytatuowany, a po Julkę do szkoły przychodzę w krótkich spodenkach, koszulce na ramiączkach, jak w formie, to jeszcze nabity. I klepię piątki z małolatami.
Moje dziecko kiedyś zapytało, czy nie mógłbym być jak inni rodzice. Dwa dni poudawałem takiego ojca w koszuli, ale powiedziała, żebym przestał się wygłupiać, że lepiej, abym był sobą.
Często zabierasz córkę ze sobą.
Tam, gdzie może, jedzie ze mną, ale wiele rzeczy już się jej znudziło: radio, telewizja…
Na szczęście nie znudziła jej się moja praca treningowa, bo za każdym razem, gdy jadę na matę, ona też jedzie z dużą chęcią. Jest dzieckiem mocno sportowym – na co dzień trenuje akrobatykę. Ja robię więc swój trening, a ona w tym czasie ćwiczy akrobatyczne figury. Potem zakładamy rękawice, lekko się poprzepychamy albo zrobi ze mną worek.
I tak aktywnie spędza ze mną czas, bo gdyby została w domu, to wiadomo: telewizor, komputer, telefon.
Tak jak Ty...
Niestety tak, nie ukrywam tego. Na szczęście mam za mało czasu, żeby przesiadywać w domu przed komputerem.
Jesteś za to bardzo aktywny w social mediach. Utrzymujesz stały kontakt ze swoimi fanami na Instagramie i Facebooku, wchodzisz z nimi w interakcje. Zaskakuje mnie czasami Twoja nadmierna szczerość.
Ukrywam więcej niż się wydaje. Pewnej granicy ekshibicjonizmu internetowego nie przekroczę. Zrobiłem to tylko w sytuacji, która dotyczyła oskarżeń mojej byłej partnerki, do których musiałem się odnieść. Gdybym tego nie zrobił publicznie, ludzie wydaliby na mnie wyrok, a moja praca w dużej mierze opiera się na współpracy z ludźmi.
I dlatego zamieszczałeś na Instagramie oświadczenia w tej sprawie?
Tak. Musiałem, bo to za szeroko poszło – jak już wszelakie serwisy plotkarskie napisały o tym, to nie mogłem pozostawić tego bez wyjaśnienia. Taką decyzję podjęliśmy wspólnie z moim managerem i moją kancelarią prawną. Ja wiedziałem, że to się wydarzy, bo byłem tym szantażowany ponad trzy miesiące.
Nieostrożnie wybierasz kobiety.
To prawda. Dwa razy spudłowałem fatalnie. Mam nadzieję, że to się już więcej nie powtórzy. Naprawdę byłem głupi strasznie, ale za frajerstwo trzeba płacić.
Czym się kierowałeś w tych niefortunnych wyborach?
Jestem altruistą, dużo rzeczy robię z poczucia zakrzywionej sprawiedliwości społecznej. Ta dziewczyna, która narobiła mi tyle kłopotów, i jeszcze pewnie będzie robić, oszukiwała mnie od początku. Mówiła, że miała przerąbane życie, chłopak ją bił, w pracy molestowali, że w ogóle najgorzej. Okazało się to perfidnym kłamstwem, na które się nabrałem…
Postanowiłeś ją uratować?
Chciałem jej dać wszystko, co najlepsze w życiu, a okazało się, że od początku byłem oszukiwany, że wszystko to było jednym wielkim kłamstwem, mistyfikacją. Nie powiem, że teraz będę ostrożniejszy, bo nie zmieni to mojego podejścia do ludzi.
Długo zbierałeś się po tej historii?
Długo, bo naprawdę byłem bardzo zakochany, co zostało perfidnie wykorzystane.
Jesteś dobrym facetem.
Gdybym miał o sobie coś powiedzieć, to bez żadnej przesadnej skromności, że jestem dobrym człowiekiem. I wszyscy, którzy znają mnie bliżej, są w stanie powiedzieć o mnie to samo.
Moi przyjaciele mówią nawet, że jestem za dobrym człowiekiem – często naiwnym i niektórzy ludzie na tym żerują. Ale f..k that, jestem jaki jestem.
Podobało mi się, w jaki sposób publicznie ująłeś się za Arturem Szpilką po jego przegranej w Londynie.
Artur jest moim dobrym kolegą. Bardzo dobrze się znamy i rozumiemy. Wiem, jakim jest człowiekiem, jakim jest oddanym ziomkiem po prostu, jaki jest fair, jak bardzo kocha to, co robi i ile poświęcił, żeby być w tym miejscu, w którym jest. I gdy widzę, że ktoś porównuje go do częstochowskiego gladiatora, naśmiewając się z niego, to nie mogę nie zareagować.
Ale takie rzeczy wypisują ludzie, którzy są sfrustrowani i mają niskie poczucie własnej wartości. Budują się w taki ohydny sposób.
Wiem. I ja się uodporniłem na tego rodzaju rzeczy, Artur nie do końca – zawiesił nawet swojego FB, taka fala hejtu na niego spadła.
Masz wiele talentów: jesteś zdobywcą Pucharu Świata w taekwondo, świetnym zawodnikiem MMA, komentatorem sportowym, spikerem na Legii, blogerem…
…obecnie w stanie zawieszenia, bo nie mam czasu pisać. Ale lubię to.
Jesteś aktorem…
… epizodycznie, ale mam nadzieję, że będzie to zdarzało się częściej.
A teraz wspólnie z Aleksandrą Szwed i Jerzym Mielewskim poprowadzisz "Ninja Warrior Polska” w Telewizji Polsat. Nie wolałbyś być jednym z uczestników?
Nie (śmiech), wolę go prowadzić. Ważę teraz 108 kg, więc grawitacja jest mocno przeciwko mnie (śmiech).
Przyznam, że prowadzenie tego programu w stacji, z którą jestem związany jako komentator sportowy od 15 lat, jest spełnieniem moich marzeń. Ja karierę telewizyjną rozpocząłem dawno, gdy byłem jeszcze czynnym zawodnikiem MMA. Bo wiedziałem, że w tę stronę będę chciał pójść po zakończeniu kariery sportowej.
Teraz robię obie rzeczy równolegle. Za chwilę ruszają zdjęcia, mam nadzieję, że sprawdzę się w tym formacie, chociaż czuję, że pasuję do tego programu idealnie. Ostatnio nagrywaliśmy taki spot reklamujący "Ninja Warrior Polska” i pomyślałem sobie wtedy: f..k that, zrobiłem to! Będę w ramówce Polsatu!
Jakie masz jeszcze marzenia?
Chciałbym zagrać jakąś większą niż do tej pory rolę w filmie. Oraz dać walkę, która zostanie zapamiętana na długo. Mam nadzieję, że to właśnie ta następna. Niech to będzie fajna, krwawa jatka: porozbijać się i zwyciężyć – najlepiej w trzeciej rundzie przez nokaut. Potem mogę odejść, niech biją się inni.
O autorce wywiadu:
Aldona Sosnowska-Szczuka - Dziennikarka. Absolwentka Wydziału Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie. Przez pięć lat pracowała jako zastępczyni redaktor naczelnej dwutygodnika "Gala”. Wcześniej związana m.in. z magazynami "Pani”, "InStyle” i "Joy”. Autorka książek na temat zdrowego stylu życia: "Jedz, ćwicz, chudnij. I nie poddawaj się!” oraz "Możesz jeść wszystko! Fakty i mity na temat zdrowego odżywiania”.
Przeczytaj też:
- Polak jest mistrzem świata w walkach na gołe pięści
- List gończy za Adamem Zającem. Zawodnik MMA szefem mafii narkotykowej?
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.