Ostrzeżenie pojawiło się w rządowej gazecie reżimu. Koreańczycy z północy nazwali ćwiczenia nieodpowiedzialnym zachowaniem w sytuacji, które może doprowadzić do wojny atomowej. Pjongjang przypomniał też, że ich rakiety mogą w każdej chwili dosięgnąć USA i żaden fragment kraju nie będzie w stanie oprzeć się gradowi pocisków - podaje CNN.
Mimo gróźb ze strony reżimu Kim Dzong Una, ćwiczenia i tak się odbędą. Zapowiedział to już prezydent USA Donald Trump. Manewry koreańsko-amerykańskie potrwają 10 dni, tak jak pierwotnie zaplanowano. I nie zmienią tego żadne ostrzeżenia.
W ćwiczeniach Ulchi-Freedom Guardian weźmie udział 17,5 tys. amerykańskich żołnierzy. Oprócz nich oraz Koreańczyków, pojawią się tam także przedstawiciele wojsk Australii, Kanady, Danii, Nowej Zelandii, Holandii i Wielkiej Brytanii. Jak czytamy w oświadczeniu prasowym, ćwiczenia mają na celu polepszenie gotowości wojsk w celu utrzymania pokoju na Półwyspie Koreańskim.
Doroczne manewry wojsk USA i Korei Płd. odbywają się nieprzerwanie od 1976 roku w sierpniu lub wrześniu. Są największym na świecie przedsięwzięciem sprawdzania gotowości bojowej komputerowego systemu dowodzenia. Każdego roku, już tradycyjnie, północnokoreański reżim nazywa je przygotowaniami do wojny.
Konflikt między USA, a Koreą Północną wisi na włosku. Kim Dzong Un już wielokrotnie dawał do zrozumienia, m.in. testami rakiet nuklearnych, że jest w stanie wyrządzić krzywdę Stanom Zjednoczonym. Jako pierwszy cel podał wyspę Guam. Z tej zapowiedzi wycofał się później, co pochwalił Donald Trump.
USA ostro odpowiada na groźby północnokoreańskiego dyktatora. Trump zapowiedział, że w razie ataku, Kim Dzong Un spotka się z ogniem i gniewem, jakich świat jeszcze nie widział. Potem przyznał także, że rakiety USA są w pełni gotowe do kontrataku.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.