Tego dnia niewielki oddział marines miał do wykonania rutynowe zadanie. Żołnierze musieli "oczyścić" budynek z zabarykadowanych w nim terrorystów. Kiedy komandosi weszli do środka, zobaczyli czterech uzbrojonych mężczyzn, czyhających na ich życie. Amerykanom udało się zabić trzech z nich, jednak ostatni nadal pozostawał nieujęty. Kiedy wśród mgły z granatów dymnych i tumanów kurzu udało się namierzyć ostatniego terrorystę, okazało się, że mężczyzna przygotowuje się do odpalenia granatu i posłania wszystkich, włącznie ze sobą, w zaświaty - przytacza niebezpieczną historię serwis "Grunt Stuff".
Wtedy do akcji wkroczył jeden z żołnierzy. Rzucił się na terrorystę, wytrącając mu niebezpieczny oręż z ręki. Wywiązała się brutalna walka wręcz, której stawką było życie. Komandos szybko osiągnął przewagę, jednak miał "związane ręce" szarpaniną z przeciwnikiem i nie było możliwości, by wyciągnął nóż. Wtedy uświadomił sobie, że w okolicach paska ma metalową łyżeczkę. Nietypowe narzędzie posłużyło mu więc jako broń, którą rozprawił się z terrorystą.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.