Smoloty Rockwell B-1B Lancerr latają nad półwyspem Koreańskim już od kilkudziesięciu godzin. Są zdolne do przenoszenia różnego typu ładunków jądrowych, więc według Korei Północnej to pokaz siły Amerykanów. Kim Dzong Un nazwał ją prowokacją i zagroził, że decyzja może prowadzić do konfliktu nuklearnego.
Amerykanie odpowiadają, że tylko prowadzą ćwiczenia w odpowiedzi na próby rakietowe Korei Płn. Dlatego bombowce w sobotę przeleciały nad Morzem Japońskim i zbliżyły się do granicy dzielącej dwa kraje. Wtedy dołączyły do nich południowo-koreańskie myśliwce F-15K i F-16, żeby przeprowadzić symulację ataku na kluczowe placówki reżimu Kim Dzong-una.
To bardzo groźne gierki wojenne, które spowodują zapalenie lontu i odpalenie ładunków nuklearnych - komentują zachowanie USA reżimowe media Korei Północnej.
Z kolei Amerykanie twierdzą, że to Kim pcha świat do wojny atomowej. Według niektórych komentatorów nigdy nie była ona tak blisko. Od jakiegoś czasu północnokoreańskie wojsko testuje bowiem nowe typy pocisków balistycznych. Ostatnia rakieta przeleciała ponad 930 kilometrów i spadła do Morza Japońskiego, po prawie 40 minutach lotu. To właśnie ten test wywołał zdecydowaną reakcję USA, które w rejon Półwyspu Koreańskiego wysyłają coraz więcej wojsk.
USA przyznaje że będzie regularnie umieszczać strategiczne bombowce w Korei Południowej. To tak samo szalone jak bawienie się ogniem w składzie amunicji - pisze północnokoreańska gazeta, Rodong Sinmun.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.