Ok. godz. 19 przy ul. św. Teresy w siedzibie firmy kurierskiej doszło do wybuchu. Wstępnie podejrzewano, że to była bomba. Wezwano na miejsce oddział policyjnych pirotechników. Okazało się, że nastąpił samozapłon ogniwa chemicznego w jednym z akumulatorów wysyłanych z Łodzi do Gdańska.
W paczce firmy elektrotechnicznej z Łodzi były baterie-akumulatorki wielokrotnego ładowania zamówione przez chłopaków z komendy w Gdańsku. Ekspert wyjaśnił, że jedna z nich zapaliła się. Nikt nie ucierpiał. Uszkodzone zostało kilka przesyłek znajdujących się obok - mówi o2.pl Radosław Gwis z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Fakt, że płonęło kilka paczek jednocześnie wpłynął na zamieszanie odnośnie ustalania źródła ognia. Początkowo winę zwalono na wadliwe ogniwo w chińskim laptopie-zabawce. W sobotę rano przeprowadzono dokładne oględziny miejsca pożaru. Ustalono, że przy wypakowywaniu z magazynu zapaliła się jedna z baterii dla policjantów.
Sprawa przesyłek, których przecież w okresie przedświątecznym wysyłanych są dosłownie miliony, już kilka dni temu zelektryzowała dosłownie cały świat. Na kurierskiej firmie DHL w Niemczech szantażysta chciał wymusić okup w postaci 10 milionów euro płatnych w internetowej walucie bitcoin. Sprawca nadał dwie niebezpieczne przesyłki. Na szczęście żadna z nich nie wybuchła, bo zawiodły zapalniki, ale z powodu jednej z nich zamknięto świąteczny jarmark w Poczdamie - zauważa "Fakt".
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.