Chińczycy chcą wymóc na przetrzymywanych muzułmanach porzucenie swoich przekonań religijnych. Byli więźniowie tych obozów ujawnili niedawno w mediach, przez jakie piekło musieli przechodzić tylko dlatego, że islam jest ich religią. Szacuje się, że w zachodniej prowincji Sinkiang przetrzymywanych jest od 900 tys. do miliona "innowierców".
Internowani w obozach byli poddawania torturom psychicznym i fizycznym. Chińczycy zmuszali ich m.in. do picia alkoholu i jedzenia wieprzowiny, których spożywanie jest surowo zabronione przez Koran. Uczestnicy przymusowych obozów reedukacyjnych dzień w dzień mieli musieli wyrzekać się swojej religii, tożsamości, bliskich oraz wyrażać wdzięczność Partii Komunistycznej.
Wśród przetrzymywanych znajdowały się również krnąbrne jednostki. Należy do nich m.in. Bekali, muzułmanin z Kazachstanu, który opuścił "obóz". Gdy zaczął odmawiać wykonywania chińskich rozkazów, zmuszono go do stania bez ruchu pod ścianą przez pięć godzin. Tydzień później został wysłany do karceru, gdzie był pozbawiony jedzenia na 24 godziny. Bekali już po 20 dniach "przymusowej reedukacji" chciał się zabić.
To ogromna presja psychiczna, kiedy musisz wyrzec się siebie samego, ujawniać i negować swój sposób myślenia - tłumaczy Bekali płacząc. - Myślę o tym każdej nocy, aż do rana. Nie mogę przez to spać. Myśli o pobycie tam towarzyszą mi na okrągło.
Ujgurzy, radykalni muzułmanie zabili setki ludzi w ostatnich latach. Głównie ten lud zamieszkuje Sinkjang, który to region Chińczycy uważają za zagrożenie dla pokoju w całym kraju. Pomimo, że władze unikają komentowania tej sytuacji, amerykańska komisja ds. Chin zdecydowanie potępia te działania nazywając je "największym masowym więzieniem mniejszości na świecie".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.