Nawet ci, którzy nie patrzyli akurat w niebo, usłyszeli donośny grzmot. Tego nie można było przeoczyć. Nad prawie półtoramilionowym miastem rozegrał się spektakl zapierający dech w piersiach - informuje kanał 12 News.
To mogło być dosyć dramatyczne przeżycie - mówi Nick Moskovitz, astronom z Obserwatorium Lowell.
Kula ognia nagle pojawiła się na niebie i krótko potem zniknęła. Jednak blask był tak jasny, że rozświetlił na moment niemal całą metropolię. Zdumieni ludzie patrzyli w górę i podziwiali rzadki pokaz.
Ekspert twierdzi, że na niebie Arizony pojawił się "samotny meteor". Według Nicka Moskovitza mógł być wielkości piłki futbolowej w momencie wejścia w atmosferę. Dodaje on, że obiekt nie należał do corocznego deszczu leonidów, którego szczyt właśnie się rozpoczyna.
Pędził w atmosferze z prędkością 96,6 tysięcy kilometrów na godzinę, wybuchając, rozpadając się i migocząc jak jaskrawy księżyc - mówi astronom.
Jedną z niewiadomych jest dokładne miejsce, w którym obiekt spadł na ziemię. Astronomowie analizują teraz dane zapisane przez swój sprzęt, a także zbierają informacje od amatorów wpatrujących się w niebo. Zgłosiło się już 100 osób, które chcą podzielić się swoimi obserwacjami. Naukowcy podejrzewają, że meteoryt uderzył na obszarze rozciągającym się od Phoenix do miasta Flagstaff.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.