Podróżował ze znajomą wzdłuż rzeki Mackenzie. To tam znienacka zaatakował go niedźwiedź. Francuski muzyk Julien Gauthier marzył o zwiedzeniu Terytoriów Północno-Zachodnich Kanady, do czego namówił swoją koleżankę Camillę Toscani. Kobieta wspomina, że przez trzy lata planowali wyprawę. 44-letni kompozytor zamierzał nagrywać odgłosy dzikiej przyrody i inspirować się nią w czasie tworzenia kolejnego dzieła.
Od trzech dni nie spotkaliśmy żywej duszy... poza czterema niedźwiedziami, niezwykłą liczbą ptaków różnych rodzajów i śladem wilka, który przeszedł 20 metrów poniżej naszego namiotu. Krótko mówiąc, jest intensywnie, męcząco i inspirująco - informował podekscytowany Gauthier osiem dni przed śmiercią.
Niedźwiedź wszedł do ich obozowiska nad ranem. Francuzi mieli od sierpnia do września przepłynąć kajakiem rzekę Mackenzie od Fort Providence do Inuvik. Trzynastego dnia wyprawy drapieżnik bezszelestnie zbliżył się do 44-latka. Obudzony Gauthier nie miał żadnych szans na obronę, kiedy zwierzę złapało go za szyję i zaciągnęło do lasu - informuje gazeta "Le Parisien".
Toscani natychmiast wezwała pomoc. Odnalazła inną grupę turystów, którzy pomogli jej skontaktować się z władzami. Niestety nie mogła już pomóc przyjacielowi. Następnego dnia w lesie odnaleziono jego ciało.
Był wrażliwym, hojnym i utalentowanym człowiekiem. Poprzez swoją muzykę chciał przede wszystkim przekazać słuchaczom swoją miłość i szacunek dla natury - napisał dyrektor Orchestre Symphonique de Bretagne, w której pracował Gauthier.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.