Polaków zatrzymano w Niemczech w czasie rutynowej kontroli. W Turyngii policjanci wylegitymowali pochodzącą z Polski kobietę i jej męża. Podejrzewali, że pokazane im dokumenty są podrobione, więc zawieźli parę na komisariat policji w Arnstadt. Tam specjaliści potwierdzili fałszerstwo.
Polka przyznała, że w domu ma prawdziwy dowód. Trzech policjantów pojechało wraz z podejrzanymi do mieszkania, dwóch weszło do środka wraz z kobietą. Trzeci czekał na zewnątrz z mężem Polki. W mieszkaniu obydwaj policjanci z Niemiec mieli zgwałcić kobietę.
Była w stanie opisać szczegóły anatomiczne sprawców. Następnego dnia Polka zgłosiła się na policję i oskarżyła obydwu funkcjonariuszy o gwałt. Podczas obdukcji stwierdzono, że doszło do stosunku seksualnego, ale nie wiadomo, czy są już wyniki badań DNA.
Zobacz też: Wojna handlowa USA-Chiny. "Trump się przeliczył"
Społeczeństwo oczekuje, że policjanci będą się zachowywali wzorowo. Jeśli zarzuty się potwierdzą, może to nadszarpnąć reputację policji - przyznał Georg Maier, minister spraw wewnętrznych Niemiec.
Jeden z policjantów próbował uciec. Do gwałtu miało dojść w sobotę, młodszego sprawcę zatrzymano w jego mieszkaniu we wtorek. Starszy funkcjonariusz uciekł z miasta, ale niedługo później został namierzony i aresztowany.
40-latek stawiał opór przy zatrzymaniu. Jak podają niemieckie media, starszy z mężczyzn jest rodowitym Niemcem, natomiast młodszy "ma tło migracyjne" i skończył szkołę policyjną dwa lata temu.
Policjantom grozi do 15 lat więzienia. Prokuratura oskarżyła już obydwu mężczyzn o gwałt zbiorowy. Minimalny wymiar kary to 3 lata pozbawienia wolności - informuje w sobotę telewizja RTL. Oskarżeni nie zostali jeszcze przesłuchani.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.