Właścicielka kotki wciąż jest w szpitalu. Dwa tygodnie temu mieszkanie doszczętnie spłonęło w pożarze. Poważnie ucierpiała lokatorka, która nadal jest pod opieką lekarzy.
Poza nią strażacy nie znaleźli w mieszkaniu żywej duszy. Kota pojawiającego się czasami na parapecie widzieli sąsiedzi, którzy poinformowali o tym straż pożarną. Mimo ponownego przeszukania mieszkania kotki nie udało się znaleźć.
W czwartek wieczorem inspektorzy OTOZ Animals dostali telefon od jednej z sąsiadek. Powiedziała, że służby nie chciały już szukać znikającego kota, policja odsyłała do straży miejskiej, a straż miejska do policji. Inspektorzy byli przerażeni - wiedzieli, że po takim czasie kotka powinna być skrajnie wycieńczona.
Drzwi były zaplombowane i zamknięte na klucz, który zaginął w akcji. Na parapecie kota widać nie było. Nagle wyskoczył sąsiad, który miał zdjęcie kota, który siedział na parapecie! - relacjonuje OTOZ Animals.
Udało się ściągnąć straż pożarną z drabiną. Weterynarz, z którą konsultowali się inspektorzy, ostrzegała, że kotka prawdopodobnie jest w strasznym stanie, być może będzie potrzebowała resuscytacji - informuje OTOZ Animals.
I uwaga, uwaga – kot został znaleziony w kuchence mikrofalowej! Żeby tego było mało, bez jakiejkolwiek asekuracji wskoczył do kosza, nie czekając na strażaków, po czym zszedł na dół po drabinie! To się nazywa wola życia! - cieszą się inspektorzy.
Kotka jadła "zwęglone resztki i piła pozostałości wody po gaszeniu pożaru". Zwierzak został przetransportowany do kliniki weterynaryjnej, gdzie spędził noc. Jej pracownicy stwierdzili, że pokryta sadzą 3-letnia kotka jest wychudzona, ale jej stan ogólny określili jako dobry. Wróci do właścicielki, kiedy kobieta wyjdzie ze szpitala i dostanie lokal zastępczy.
Podziel się dobrym newsem! Prześlij go nam przez dziejesie.wp.pl.