"Zgodnie z podaniem rodzinnym zostałem spłodzony w akademiku na Kicu. Akademik składał się dwóch budynków. Z prawej stał Dom Chłopa, z lewej Ubab. Jeden był zamieszkany przez studentów, drugi przez studentki.
Według ojca (czyli nazwijmy sprawę po imieniu: łysego chuja – ksywka od fizjonomii i zachowań) to w Kicu wprowadzono na czwarte piętro konia, to w Kicu ścigano się po schodach w szufladach na pościel wyjętych spod łóżek, czyli w tak zwanych czołgach, wreszcie to w Kicu ulubioną rozrywką było pryskanie się gaśnicami na korytarzach.
Jak widać ojciec wyjął również swoją gaśnicę. Jak w takich warunkach mogło wyrosnąć ze mnie coś normalnego – nie mam pojęcia.
– Jaaaa, zajebiste – skomentowałem kłamliwie. – Dziękuję, mamo. Ale gdzie mama dorwała te życzenia?
– Jak to gdzie? W internecie. – Matka zdziwiła się podwójnie – za siebie i za mnie – że mogę zadawać takie głupie pytania. – W internecie, synek, jest wszystko! To ty o tym nie wiesz? Zupę ci przywiozłam. Twoją ulubioną. Pomidorową. Wczoraj z rosołu zrobiłam. Specjalnie dla ciebie – zaakcentowała.
Moja matka nic o mnie nie wie
Jest przystojną kobietą o długich, starannie pofarbowanych blond włosach, opadających falami na ramiona. To ślady przeszłości. Kiedyś była bardzo ładna. Oczy miała lekko podpuchnięte, widać była po dyżurze (moja matka zawsze była przed jakimś dyżurem albo po dyżurze), usta pomalowała na ciemnoczerwono, do tego czarne rurki, a na wszystko narzuciła jakąś dziwną jasną tunikę z dużym wycięciem, spod niej wyłaniał się złoty krzyż na solidnym, równie złotym łańcuszku.
Im moja matka była starsza, tym bardziej peron z tym katolicyzmem jej odjeżdżał. Na Facebooku ostatnio polubiła Wojciecha Cejrowskiego. Jak dla mnie upadek. Tłumaczy ją tylko tyle, że musiała przez jakieś dwie dekady wytrzymać z moim ojcem. To musiało na tyle obciążyć psychikę, aby tłumaczyć takie załamania psychiczne, jak zwrócenie się ku religii.
Matka skończyła proces pospiesznego porządkowania podłogi w sypialni, odniosła do kuchni trzy brudne talerze i dwa kubki oraz pustą butelkę po coli.
– Kupiłam ci jajka – pochwaliła się. – Bardzo dobre jajka. Ekologiczne. Trzy złote za sztukę, ale bardzo dobre.
– Trzy złote za sztukę? – zdziwiłem się. – Super, będę robił jajecznicę z jajek Fabergé.
– Krzysztofie! Jak ty się zachowujesz? Nie tak cię wychowałam! –zaprotestowała.
– Przepraszam, mamo. Dziękuję za jajka, mamo – wymamrotałem przepraszająco.
– Lepiej – pochwaliła. – Co robiłeś wczoraj?
W Wiedźmina grałem, mamo. W dodatek: Krew i wino.
– Głowa mnie boli – mówię.
– Tak to głowa go boli, a jak kolega dzwoni, to zaraz leci. Wstawaj z tego łóżka! Masz zamiar przespać cały dzień?
Wziąłem telefon do ręki. Trzynasta pięć.
Kurwa, ja pierdolę, jak późno.
– O, proszę. Jeszcze dobrze oczu nie otworzy, a już telefon bierze do ręki. Gdy ja byłam w twoim wieku, nie było takich rzeczy – gderała. – Telefon był u sąsiadki.
Ja miałem cięższe życie. Jestem z pokolenia, które musiało nacisnąć klawisz w telefonie cztery razy, żeby na ekranie pojawiło się „ś”.
Usiadłem na łóżku. Czarne kropki zaczęły mi latać przed oczami.
Zemdliło mnie.
– Tak, wiem, mamo, za twoich czasów w kiblu się srało, a nie zdjęcia robiło. I na końcu zdania stawiało kropkę – powiedziałem, walcząc z nudnościami. Wnętrzności podjechały mi do góry.
Jeśli puścisz bełta, będziesz musiał tłumaczyć matce dlaczego. Nie chcesz tego robić.
– Nie bądź bezczelny – fuknęła. – Ciekawe, czy twoi koledzy też się tak do matki odnoszą. Za moich czasów dzieci odnosiły się do rodziców z szacunkiem – zagderała.
– Ja jeszcze nie dożyłem moich czasów. – To już było cicho.
Czeka mnie praca do śmierci, bo nie będzie żadnych emerytur, środowisko jest zjebane, w miastach smog, a kobiety posrało. A ona mi mówi, że wszystkie moje problemy wynikają z tego, że za często używam telefonu i gram na konsoli.
Przecież miało być inaczej.
– Miało być inaczej – mówię na głos."
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.