Okazuje się, że 27-letni Stefan W. niedawno wyszedł z więzienia. Za cztery napady na placówki bankowe w Gdańsku został skazany na 5,5 roku więzienia. Wyszedł na wolność pod koniec grudnia 2018 r. I chociaż na scenie krzyczał, że siedział za niewinność, po jednym z rabunków został złapany przez policję. Był również zarejestrowany na kamerach monitoringu. Swoimi napadami chwalił się m.in. kolegom, a w sądzie sam przyznał się do zarzucanych mu czynów.
Według nieoficjalnych informacji, mężczyzna podczas pobytu w więzieniu miał problemy psychiczne. Miał wtedy korzystać z pomocy psychologów.
Łupem mężczyzny padło ok. 15 tys. zł. Pieniądze te przeznaczał na zabawę w kasynach, wakacje na Wyspach Kanaryjskich oraz taksówki. Wcześniej nie pracował i utrzymywał się ze spadku po ojcu oraz pomocy rodziny. Gdy zaczęło mu brakować pieniędzy, wpadł na pomysł napadów na banki.
Podczas wszystkich napadów mężczyzna miał przy sobie broń. W czasie pierwszego zastraszał ludzi pistoletem gazowym, a przy kolejnych pistoletem hukowym. Użył go w czasie trzeciego napadu, strzelając w sufit, by pospieszyć personel do oddania mu pieniędzy.
Gdy dokonywał ataków, Stefan W. miał zaledwie 21 lat. Trzy napady zorganizował samodzielnie, a w ostatnim towarzyszył mu Tobias Ł. Dzień przed skokiem zorientował się, że postój przed bankiem jest nieczynny. Dlatego poprosił kolegę, by zamówił taksówkę, gdy on dokona napadu. Jechali do kasyna, jednak zatrzymał ich nieoznakowany radiowóz - podaje portal trójmiasto.pl.
Tobias Ł. za udział w napadzie został skazany na 22 miesiące pozbawienia wolności. Mężczyzna w sądzie wyjawił, że znał Stefana W. "z podwórka". Ok. pół roku przed napadami Tobias Ł. zaczął odwiedzać amatorską siłownię mieszczącą się w piwnicy Stefana W. Wtedy nawiązali ze sobą bliższą relację. Za pomoc w napadzie, Tobias Ł. miał nie otrzymać żadnych pieniędzy.
Tobias Ł. wyjawił także, że jego kolega lubił przebierać się za policjanta. Oprócz wiatrówek i pistoletu hukowego, miał policyjne krótkofalówki, kajdanki i koszulki.
Przed napadami Stefan W. oglądał filmy w Internecie i sprawdzał okolicę przy pomocy Google Street View. Przy wyborze celu ataku kierował się przede wszystkim tym, czy przy placówce jest postój taksówek, by miał czym uciec. Rzeczy, które miał na sobie podczas napadu wyrzucał do różnych koszy na śmieci.
W wyniku ataku, prezydent Adamowicz w ciężkim stanie trafił do szpitala, gdzie przeszedł 5-godzinną operację. Doznał poważnej rany serca, przepony oraz narządów wewnątrz jamy brzusznej. Prezydentowi przetoczono 41 jednostek krwi, czyli ok. 20 litrów. Następnego dnia zmarł.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl