Policjanci z prewencji z tarczami i pałami jakby mieli eskortować grupę groźnych pseudokibiców. Tłum stłoczony przed wejściem do hali sportowej. W ten tłum wpuszczony owczarek niemiecki, szkolony, żeby znajdować marihuanę i haszysz. Mimo zielonej łuny nad tłumem – nic nie znajdzie. Wszystko już w płucach.
Ludzie z przeszklonymi oczami i powiększonymi źrenicami tęsknie wypatrują chwili, gdy kontrola się skończy i wreszcie będą mogli wejść na koncert._ „Ja pamiętam te chwile, co serce mocniej bije”_ – przypominam sobie refren Molesty, bo z samego ich koncertu już niewiele pamiętam.
Kilkanaście lat później, choć możliwe, że to już nawet dwadzieścia – wybrałem się na koncert bijącego rekordy popularności Kękego. Analizując jego fenomen, można by pewnie napisać niezłą pracę socjologiczną:* był listonoszem, miał problemy z alkoholem, pochodzi z wyśmiewanego w Polsce Radomia* (zresztą jak i autor tego tekstu), a teraz bije rekordy sprzedaży w preorderach, życiowo się poskładał, mało tego – na scenie opowiadając o swoim życiu zaczyna się wcielać w rolę rap-coacha, motywatora.
A heheszki z Radomia? W stołecznej Proximie cała sala śpiewała:
„Ładnie namieszał na scenie ten zwykły chłopaczek z Radomia”.
Wychodzi więc na to, że może to wcale nie aż taki obciach…
Ale do rzeczy, bo nie o samym Kękem miałem tu nawijać. Przed wejściem na koncert zaskoczenie numer jeden. Nie ma agresywnej ochrony, trzepania kieszeni, pełna kultura. W klubie chyba cały przekrój społeczny – są i skejci, i sweterkowcy, dresiarze i normalsi tacy jak ja.
W barze polewają cienkie piwo, ale nie widać tabunów ujaranych małolatów tak, jak to było kiedyś. Sporo dziewczyn, w dawnych czasach dinozaurów hip-hopu to wcale nie była taka oczywistość (choć sam Kękę dystansuje się od tego określenia: Kocham rap, serio nie wiem, co to hip-hop).
Na blokersko bandycki sznyt na scenie też już nie ma tu miejsca._ – Teraz prawie bez bluchów rapy, chyba jestem za stary –_ nawija ze sceny Kękę i rzeczywiście na jego najnowszej płycie „To tu” nie ma ani grama wulgaryzmu. Choć w Proximie zrobił wyjątek dla hitu, od którego tak naprawdę zaczęła się jego kariera „Wyje... (Tak mocno)”.
Co nie zmienia jednak faktu, że jego rapsy głównie są o: pokonywaniu przeciwności losu, walce z własnymi demonami, sile, rodzinie, patriotyzmie, zdrowym stylu życia i… miłości.
Sam artysta włożył serce w występ, ale uwinął się dość szybko. Godzina pięć na scenie, czyli coś jak serial na Netflixie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.