Andrew Barker, który pracuje w branży IT, przeskanował sieć wi-fi w mieszkaniu. Odkrył, że znajduje się w nim kamera, która transmituje na żywo. Okazało się, że była ukryta w czujniku dymu.
To był ogromny szok. Naprawdę okropne uczucie - powiedziała Nealie Barker w rozmowie z CNN.
Rodzina natychmiast skontaktowała się z serwisem Airbnb. Zgłoszenie zostało jednak zignorowane i nie udzielono im żadnej pomocy. Później Nealie Barker zadzwoniła do właściciela mieszkania. Na początku odłożył słuchawkę, a po chwili oddzwonił i zapewnił, że kamera znajduje się tylko w salonie.
Rodzina przeniosła się do pobliskiego hotelu. Po raz kolejny skontaktowała się z Airbnb. Serwis obiecał przeprowadzić w tej sprawie dochodzenie i zawiesił ogłoszenie wynajmu mieszkania. Według Nealie Barker, Airbnb nie skontaktował się ponownie z rodziną. Gdy zadzwoniła dwa tygodnie później, firma poinformowała ją, że oferta jest ponownie dostępna.
Kobieta postanowiła nagłośnić sprawę na Facebooku i w lokalnych stacjach informacyjnych w Nowej Zelandii. Dopiero wtedy Airbnb zdecydował się na stałe usunąć ofertę i zablokować gospodarza.
Zasady Airbnb surowo zabraniają w mieszkaniach ukrytych kamer i bardzo poważnie podchodzimy do raportów o wszelkich naruszeniach. Trwale usunęliśmy tę ofertę z naszego serwisu - napisali w oświadczeniu przedstawiciele Airbnb.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.