Zmarła trafiła do szpitala 13 października. Jej przypadek opisuje Fakt. 69-latkę do placówki przywiozła karetka po tym jak na skutek upadku "pękł jej krwiak". Doszło do zalania mózgu i początkowa diagnoza brzmiała jak wyrok – miały jej zostać 2 godziny życia.
Po dwóch godzinach pojawiła się nadzieja. Pani Maria wciąż żyła, a neurochirurg powiedział, że widywał gorsze przypadki. Jego zdaniem do wyleczenie niezbędny był czynnik spokoju – nie wolno było dopuścić do gorączki i skoków ciśnienia oraz zakażenia.
W szpitalu trwał jednej remont. Jak relacjonuje w rozmowie z Faktem córka zmarłej, po placówce kręciło się wielu robotników, słychać było ciągłe hałasy – stukanie i wiercenie.
Takiego hałasu nie wytrzymałby zdrowy – mówi pani Maria w rozmowie z tabloidem.
Chcieli przenieść mamę do innego szpitala, jednak im odmówiono. Pani Maria twierdzi, że salę, na której położono jej mamę często wietrzono. Właśnie wtedy wdzierał się do niej pył, który musiała ścierać z jej twarzy. W końcu 69-latka dostała zapalenie płuc i po kilku dniach zmarła.
Rodzina powiadomiła prokuraturę. Z oskarżeniami nie zgadza się dyrekcja szpitala. Mirosław Leśniewski, dyrektor ZOZ mówi, że pacjenci mają właściwą opiekę, a wynikające z remontu niedogodności nie wpływają na "proces leczenia".
_Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.